10 listopada 2014

Z nawyczki na odwyk...



                            Czas jakiś temu myśl niesforna zakołatała  pod moim ciemieniem, chwilę powierciła się niecierpliwie, i jak to z takimi myślami bywa czmychnęła w niebyt ledwo nikły ślad po sobie zostawiając. Myśli czupurne mają to do siebie, że lubią powracać zgoła nieoczekiwanie, w dodatku w najmniej odpowiednim miejscu i czasie. Ta myśl była wyjątkowo upierdliwa i co chwilę zagnieżdżała się w którymś z neuronów powodując nikomu niepotrzebne napięcie spracowanych dendrytów i aksonów oraz niechciane przemyślenia, żeby nie powiedzieć monologi, tak zwane wewnętrzne. Próbowałam spychać ją na rubieże czerepu, udawać że sprawa mnie nie dotyczy, ale z góry było wiadomo, że jak się raz taka myśl uprze, to łatwo nie odpuści i nie ma zmiłuj! Brzęczała za uszami uparcie niczym komar nawalony krwią narkomana i nie pozostało mi nic innego, jak tylko rozprawić się z nią stanowczo oraz nieodwołanie. I tak, któregoś średnio pięknego, jesiennego dnia usiadłam wygodnie w fotelu z niezłomnym postanowieniem, że nie ruszę się stąd dopóki do końca nie rozprawię się ową myślą zawziętą, choćbym nawet miała najgorszą formę bastonady zastosować. Co prawda za chińskiego boga nie zgadnę, gdzie myśl jako taka posiada plecy i zadek, że o piętach nie wspomnę, tym niemniej gotowa byłam na daleko idące reperkusje spowodowane upiornym uporem myśli bardzo niechcianej. 
    A rzecz dotyczyła zerwania wieloletniego romansu z papierosowym nałogiem, czyli nikotynowego odwyku, czyli tematu jak najbardziej wstrętnego dla każdego nałogowego palacza. Ileż to razy słyszałam pytanie: dlaczego palisz? Z reguły odpowiadałam krótko i treściwie: bo lubię! A kiedy udzielano mi dobrych rad typu „wystarczy odrobina silnej woli” natychmiast przekornie i wrednie odpowiadałam:
- ależ ja mam bardzo silną wolę! Powiedziałam, że będę palić i palę! Poza tym moja silna wola robi ze mną co chce!
       Wychowałam się w czasach, gdzie wszyscy palili wszędzie. Rodzice, dziadkowie, ciotki i wujowie, kuzyni, sąsiedzi, nauczyciele, urzędnicy, sklepowe, lekarze i śmieciarze. Dymek z papierosa był nieodłącznym elementem ówczesnej rzeczywistości i mało było osób, które nie paliły wcale, a o „modzie na niepalenie” nikt wtedy nie słyszał. Oczywiście, żadne to wytłumaczenie ale nie zmienia faktu, że wczasach mojej młodości powszechne było tzw. „społeczne przyzwolenie” na palenie dosłownie wszędzie i nigdzie nie obowiązywały żadne zakazy, nawet w szpitalu, szkołach czy urzędach. 
        Czasy się zmieniły, ja najwyraźniej też skoro myśl w temacie niepalenia miota się twardo w mózgownicy mojej zbolałej i do takiego myślenia nienawykłej. Nie powiem, kilka razy dopuszczałam do głosu ideę porzucenia nałogu i nawet wstępnie poczyniłam pewne kroki, ale nie dodam, co z tego wyszło, bo kobiecie w moim wieku nie przystoi bluzgać słowem rynsztokowym.
      Poddanie się mało przyjemnej procedurze akupunktury mającej zablokować (a może odblokować?) jakieś tam receptory antynikotynowe zaowocowało tym, że mój portfel wyraźnie stracił na wadze, a ja wręcz przeciwnie. Biorezonans z powodu tytanu w kręgosłupie odpadł w przedbiegach, przykościelna psychoterapia antyszlugowa tylko mnie rozśmieszyła, a w hipnozę jakoś nie wierzę. W tak zwane „wspomagacze” też nie. Te wszystkie desmoxsany , tabexy, nicoretty nie dość, że słono kosztują, to jeszcze nie dają żadnej gwarancji efektywności, za to  często powalają bardzo, ale to bardzo niesympatycznymi skutkami ubocznymi. Wiem, co mówię, bo próbowałam. 
       Podobno wszystko siedzi w głowie i wystarczy zrobić generalne porządki w płacie czołowym żeby mnóstwo problemów, czy spraw zagmatwanych rozwiązywać w przyszłości jednym celnym, myślowym kopem. Szkopuł w tym, że taki myślowy remanent wymaga czasu i sporego wysiłku, a człowiek z natury swojej leniem jest patentowym i rzadko kiedy chce mu się myśleć. Tak solennie, rzetelnie i do cna obiektywnie. Dlatego woli iść na skróty, a jeszcze chętniej zwaliłby każdy większy problem i własne niepowodzenie na pierwszą lepsza osobę, która nawinie mu się pod rękę. Zwalanie winy na kogokolwiek darowałam sobie od razu ale na nieduże skróty pobiegłam chętnie. Argumenty zdrowotne przeciwko paleniu są jakby oczywiste i nie podlegają dyskusji z tym, że ja akurat jakoś na nie głuchnę. Skutecznie. Takie coś robi mi się z uszami, że słabo słyszę. Towarzyski ostracyzm też do mnie nie przemawia, bo to czysta abstrakcja, natomiast ekonomia wrzeszczy mi wszędzie głosem gromkim i na wskroś przenikliwym.
      Pierwszy raz wrzasnęła kiedy nie chciałam zapalić pięknej i dość drogiej świeczki, którą dostałam od znajomej. Moje stwierdzenie  -  „nie będę tylu pieniędzy puszczać z dymem„  spotkało się z takim wybuchem zjadliwego śmiechu, że zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć dotarła do mnie absurdalność tej sytuacji. Ja, która codziennie, całkiem swobodnie puszczam z dymem kilkanaście złoty wzdragam się przed zapaleniem świeczki za kilka euro!!! To wystarczyło żeby dopuścić do siebie odrobinę wiedzy matematycznej i wykonać prosty rachunek mnożąc ilość dni w miesiącu przez koszt jednej paczki papierosów. I tak myśl upierdliwa swego dopięła i na dobre zmusiła siwą kiepełe do racjonalnego pomyślunku…
        No, więc siedzę  na tym fotelu i myślę, jak bez bólu i łez rozstać się z ulubionym nałogiem i odłożyć go całkowitym odłogiem. Obym tylko nie siedziała tak do końca wieczności, a kto wie czy nie dłużej?

5 komentarzy:

  1. Zastrzelę!!!!!!!!!!!!!!!!! cholera mówiłam kup sobie książkę ,, Jak skutecznie przestać palić,, Allan Carr .Powodzenia:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś mnie nie chce ten blog publikować. Publikuję po raz kolejny
    Może dlatego że trzydzieści lat od czasu kiedy rzuciłem palenie to prehistoria
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę życzliwie. Mam nadzieję, że i mnie w końcu uda się rzucić w miarę bezboleśnie.

      Usuń