Czas jakiś temu
myśl niesforna zakołatała pod moim
ciemieniem, chwilę powierciła się niecierpliwie, i jak to z takimi myślami bywa
czmychnęła w niebyt ledwo nikły ślad po sobie zostawiając. Myśli czupurne mają
to do siebie, że lubią powracać zgoła nieoczekiwanie, w dodatku w najmniej
odpowiednim miejscu i czasie. Ta myśl była wyjątkowo upierdliwa i co chwilę
zagnieżdżała się w którymś z neuronów powodując nikomu niepotrzebne napięcie spracowanych
dendrytów i aksonów oraz niechciane przemyślenia, żeby nie powiedzieć monologi,
tak zwane wewnętrzne. Próbowałam spychać ją na rubieże czerepu, udawać że
sprawa mnie nie dotyczy, ale z góry było wiadomo, że jak się raz taka myśl
uprze, to łatwo nie odpuści i nie ma zmiłuj! Brzęczała za uszami uparcie niczym
komar nawalony krwią narkomana i nie pozostało mi nic innego, jak tylko
rozprawić się z nią stanowczo oraz nieodwołanie. I tak, któregoś średnio
pięknego, jesiennego dnia usiadłam wygodnie w fotelu z niezłomnym
postanowieniem, że nie ruszę się stąd dopóki do końca nie rozprawię się ową
myślą zawziętą, choćbym nawet miała najgorszą formę bastonady zastosować. Co
prawda za chińskiego boga nie zgadnę, gdzie myśl jako taka posiada plecy i
zadek, że o piętach nie wspomnę, tym niemniej gotowa byłam na daleko idące
reperkusje spowodowane upiornym uporem myśli bardzo niechcianej.
A rzecz
dotyczyła zerwania wieloletniego romansu z papierosowym nałogiem, czyli
nikotynowego odwyku, czyli tematu jak najbardziej wstrętnego dla każdego nałogowego
palacza. Ileż to razy słyszałam pytanie: dlaczego palisz? Z reguły odpowiadałam
krótko i treściwie: bo lubię! A kiedy udzielano mi dobrych rad typu „wystarczy
odrobina silnej woli” natychmiast przekornie i wrednie odpowiadałam:
- ależ ja mam bardzo silną wolę!
Powiedziałam, że będę palić i palę! Poza tym moja silna wola robi ze mną co
chce!
Wychowałam się w czasach, gdzie
wszyscy palili wszędzie. Rodzice, dziadkowie, ciotki i wujowie, kuzyni,
sąsiedzi, nauczyciele, urzędnicy, sklepowe, lekarze i śmieciarze. Dymek z
papierosa był nieodłącznym elementem ówczesnej rzeczywistości i mało było osób,
które nie paliły wcale, a o „modzie na niepalenie” nikt wtedy nie słyszał.
Oczywiście, żadne to wytłumaczenie ale nie zmienia faktu, że wczasach mojej młodości
powszechne było tzw. „społeczne przyzwolenie” na palenie dosłownie wszędzie i
nigdzie nie obowiązywały żadne zakazy, nawet w szpitalu, szkołach czy urzędach.
Czasy się zmieniły, ja najwyraźniej też skoro myśl w temacie niepalenia miota
się twardo w mózgownicy mojej zbolałej i do takiego myślenia nienawykłej. Nie
powiem, kilka razy dopuszczałam do głosu ideę porzucenia nałogu i nawet
wstępnie poczyniłam pewne kroki, ale nie dodam, co z tego wyszło, bo kobiecie w
moim wieku nie przystoi bluzgać słowem rynsztokowym.
Poddanie się mało
przyjemnej procedurze akupunktury mającej zablokować (a może odblokować?) jakieś
tam receptory antynikotynowe zaowocowało tym, że mój portfel wyraźnie stracił
na wadze, a ja wręcz przeciwnie. Biorezonans z powodu tytanu w kręgosłupie
odpadł w przedbiegach, przykościelna psychoterapia antyszlugowa tylko mnie
rozśmieszyła, a w hipnozę jakoś nie wierzę. W tak zwane „wspomagacze” też nie.
Te wszystkie desmoxsany , tabexy, nicoretty nie dość, że słono kosztują, to
jeszcze nie dają żadnej gwarancji efektywności, za to często powalają bardzo, ale to bardzo niesympatycznymi
skutkami ubocznymi. Wiem, co mówię, bo próbowałam.
Podobno wszystko siedzi w
głowie i wystarczy zrobić generalne porządki w płacie czołowym żeby mnóstwo
problemów, czy spraw zagmatwanych rozwiązywać w przyszłości jednym celnym,
myślowym kopem. Szkopuł w tym, że taki myślowy remanent wymaga czasu i sporego
wysiłku, a człowiek z natury swojej leniem jest patentowym i rzadko kiedy chce
mu się myśleć. Tak solennie, rzetelnie i do cna obiektywnie. Dlatego woli iść
na skróty, a jeszcze chętniej zwaliłby każdy większy problem i własne
niepowodzenie na pierwszą lepsza osobę, która nawinie mu się pod rękę. Zwalanie
winy na kogokolwiek darowałam sobie od razu ale na nieduże skróty pobiegłam
chętnie. Argumenty zdrowotne przeciwko paleniu są jakby oczywiste i nie
podlegają dyskusji z tym, że ja akurat jakoś na nie głuchnę. Skutecznie. Takie
coś robi mi się z uszami, że słabo słyszę. Towarzyski ostracyzm też do mnie nie
przemawia, bo to czysta abstrakcja, natomiast ekonomia wrzeszczy mi wszędzie głosem
gromkim i na wskroś przenikliwym.
Pierwszy raz wrzasnęła kiedy nie chciałam
zapalić pięknej i dość drogiej świeczki, którą dostałam od znajomej. Moje
stwierdzenie - „nie będę tylu pieniędzy puszczać z dymem„ spotkało się z takim wybuchem zjadliwego
śmiechu, że zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć dotarła do mnie absurdalność tej
sytuacji. Ja, która codziennie, całkiem swobodnie puszczam z dymem kilkanaście
złoty wzdragam się przed zapaleniem świeczki za kilka euro!!! To wystarczyło
żeby dopuścić do siebie odrobinę wiedzy matematycznej i wykonać prosty rachunek
mnożąc ilość dni w miesiącu przez koszt jednej paczki papierosów. I tak myśl
upierdliwa swego dopięła i na dobre zmusiła siwą kiepełe do racjonalnego
pomyślunku…
No, więc siedzę na tym fotelu i myślę, jak bez bólu i łez
rozstać się z ulubionym nałogiem i odłożyć go całkowitym odłogiem. Obym tylko
nie siedziała tak do końca wieczności, a kto wie czy nie dłużej?
dobre!!!
OdpowiedzUsuńZastrzelę!!!!!!!!!!!!!!!!! cholera mówiłam kup sobie książkę ,, Jak skutecznie przestać palić,, Allan Carr .Powodzenia:))
OdpowiedzUsuńKupiłam, przeczytałąm i nic!
OdpowiedzUsuńCoś mnie nie chce ten blog publikować. Publikuję po raz kolejny
OdpowiedzUsuńMoże dlatego że trzydzieści lat od czasu kiedy rzuciłem palenie to prehistoria
Pozdrawiam
Zazdroszczę życzliwie. Mam nadzieję, że i mnie w końcu uda się rzucić w miarę bezboleśnie.
Usuń