15 listopada 2014

Niechciane skutki lustrzanej kwerendy...



       Codziennie rano budzę się piękniejsza ale dzisiaj, to już naprawdę przesadziłam. Co mnie podkusiło żeby w sobotni poranek podziwiać  swoje wątpliwej urody wdzięki – pojęcia nie mam! Widocznie podświadomość po raz kolejny chciała mi udowodnić, że starość nie zwalnia od głupoty i zawsze należy o tym pamiętać. Lustracji organoleptycznej się mnie zachciało, to i mam za swoje! W pierwszym odruchu instynktownie zamknęłam oczy ale myśl taka zaświtała nieśmiała, że w ten sposób, to chyba niewiele zobaczę i raczej nie powinnam tak kurczowo powiek zaciskać. Rozebrałam się za przeproszeniem do gaci i z szeroko otwartymi oczami stanęłam przed lustrem. Histeryczny krzyk rozpaczy bohatersko stłumiłam w zarodku, bo nie o wrzaski chodziło tylko o rzetelną ocenę aktualnego stanu posiadania. Pokrzyczeć jeszcze zdążę, ale teraz rozumiem dlaczego ile razy spojrzę w lustro, to wydaje mi się, że teściowa przyjechała.
    Jak powszechnie wiadomo człowiek ma ciało, a ciało miewa wzdęcia, no i dokładnie tak wyglądam. Wzdęte grubasidełko na szczupłych od kolan nóżkach. Dobrze wypasiona maciorka, to przy mnie modelka Versace, która niechcący zgubiła drogę na wybieg. Nieślubne dziecko Michelena i Barbamamy tudzież marzenie rekina-ludojada.
    Z przodu wszędzie zwałki, wałki i oponki czyli tak zwane „uchwyty szczęścia” w ilościach dowolnych, a z tyłu sempiterna wyglądająca, jak klasyczny schowek na trampki. Istny koszmar i horrendum! I pomyśleć, że kiedy byłam zaledwie 20 kilo młodsza, to na ulicy wszyscy faceci oglądali się za mną  do skrętu karku i zwichnięcia oka. Ech…
     Namacalnie czułam jak chandra monstre szatańsko chichocząc zbliża się wielkimi krokami i tylko czeka żeby mnie udupić, zdołować i melancholią zadławić. Z taką desperacją wciągnęłam brzuch, że przepona z hukiem walnęła w obojczyki. Ooo! I talia się pojawiła! Właściwie  nędzne jej wspomnienie, ale zawsze coś!
     Stałam tak sobie na bezdechu podziwiając owo, na nowo odkryte wcięcie kibici i gorączkowo obmyślałam, co by tu zrobić żeby tak już na zawsze zostało. Jak się doda dwa do jedenastu, to z prostego rachunku wychodzi, że przeponę nosić powinnam gdzieś w okolicach szyi, czyli że co? Zrobić sobie z niej wisiorek, medalion, czy w gustowną kokardę zawiązać? Iii tam! Akurat ten mięsień do zbyt urodziwych nie należy i trochę głupio bym wyglądała. Nawet bardzo mocno głupio. Raczej poczekam aż mąż ze szkolenia wróci i standardowo mnie pocieszy chociaż i tak wiem, co powie. Na wszystkie moje „jestem stara, jestem gruba” zawsze ma jedną odpowiedź:
- przede wszystkim, to ty głupia jesteś! Jak schudniesz, to będzie cię mniej, tak? To jaki, to dla mnie interes żeby kobitę na kilogramach tracić? Do suchych gnatów przytulał się nie będę!
 I jeszcze, nie daj Boże charakter do reszty  ci sparszywieje!
A niech to kura jajem trzaśnie! Może on ma rację..?

2 komentarze:

  1. Dlaczego piszesz o mnie???? ale na końcu to nie są słowa mojego męża;)

    OdpowiedzUsuń
  2. uśmiałam się jak rzadko! przepona w charakterze kokardy, to jest to!

    OdpowiedzUsuń