W czasie sierpniowej „czarnej mszy”, którą
jak co miesiąc pod Pałacem Prezydenckim odprawił Jarosław Kaczyński z niemałym
zdumieniem dowiedziałam się, że stoję „poza Polską i poza polską kulturą”
i znajduję się „poza sferą wspólnoty kulturowej właściwej dla każdego narodu”.
Ekskomunika prezesa objęła nie tylko mnie, ale każdego, kto nie wierzy w zamach
i wybuchy, oburza się na cyniczne nadużywanie katastrofy smoleńskiej dla celów
politycznych, podważa wiarygodność smoleńskich teorii spiskowych i jest
przeciwny pomnikowemu tsunami, jakim chce zalać Polskę pisowski obłąkaniec.
Zostaliśmy zwyzywani od najeźdźców „czującymi się w Polsce, jak u siebie”,
którzy przeciwstawiają się „prawdzie o Smoleńsku i uczczeniu pamięci ofiar Smoleńska. I ten cel będą
realizowali wszelkimi metodami. Wobec tego wyzwania musimy znowu stanąć,
powtarzam, z całą determinacją, z całą determinacją odrzucić wszystkie żądania.
Te wszystkie działania pseudoadministracyjne, pseudoprawne. Musimy wiedzieć, że
racja, całkowita racja, jest po naszej stronie. Jeśli będzie trzeba tę rację
umocnić poprzez akty normatywne, poprzez ustawy, to z całą pewnością to
uczynimy.” – w ten oto sposób Kaczyński wyraźnie określił kierunek działań
zmierzających do:
po pierwsze - zamordyzmu dążącego do
uprawomocnienia każdego bezprawia i każdej niegodziwości, jaka w chorym umyśle
prezesa zalęgnąć się może, a który jest prostą drogą do wprowadzenia dyktatury.
po
drugie – wprowadzenia kultu jednostki, żenująco groteskowego wash
& go, bo Jarosław dążąc za wszelką cenę do świętości brata jednocześnie
cynicznie i po chamsku promuje siebie, robiąc z tragicznej śmierci Lecha
trampolinę dla własnych chorych ambicji i (nie oszukujmy się!) wymiernych
korzyści.
Pomnik Lecha
Kaczyńskiego tutaj stanie, bo był wielkim prezydentem. – tymi słowami
samozwańczy Kaczelnik IV RP jasno i dobitnie dał do zrozumienia, że pomnik
brata nie dość, że stanie na Krakowskim Przedmieściu, to jeszcze oszpeci
przestrzeń wokół Pałacu Prezydenckiego, który tylko tymczasowo zajmuje
prawicowa marionetka potocznie zwana „długopisem prezesa”. Sam nadprezes zdaje
się nie przyjmować do wiadomości „oczywistej oczywistości”(jak zwykle
zresztą!), że jego bliźniak wcale wielkim prezydentem nie był, chociaż na tle obecnego
i tak nieźle wypada.
Prawda jest taka, że Lech Kaczyński prezydentem był
miernym, niezbyt popularnym i całkowicie podporządkowanym bratu, o czym
dobitnie świadczą pamiętne słowa: ”Panie prezesie, melduję wykonanie zadania”.
Poza tym Lech K. niczym szczególnym nie
zapisał się w historii naszego kraju. Tylko niektórzy będą pamiętać o
szczególnej przyjaźni z Saakaschwilim i dziwnym incydencie w Tbilisi, fochy
strojone Niemcom za „kartofla” i niziutkie poparcie pod koniec kadencji bez
większej szansy na reelekcję. Za to większość nie zapomni, że dopuścił się
czynu, który naraził Polskę na śmieszność, mianując swego brata bliźniaka
premierem. Sam Jarosław Kaczyński (zanim został premierem) określił taką ewentualność
mianem przesady, co i tak bliźniakom w niczym nie przeszkodziło wprowadzić na najwyższe
urzędy ostentacyjny nepotyzm, hipokryzję i polityczny blamaż.
Sam fakt śmierci w katastrofie
lotniczej nie daje Lechowi Kaczyńskiemu tytułu do chwały i męczeństwa
upamiętnionego pomnikiem. Bronisław Geremek zginął w wypadku samochodowym i
choć nieporównywalnie bardziej zasłużył
się Polsce niż bliźniak Jarosława, to jakoś nikt nie domaga się postawienia mu
pomnika w centrum Warszawy. Ciekawe dlaczego?
W przeciwieństwie do brata Lech był
człowiekiem dość skromnym, buta, chamstwo i arogancja pomimo genów nie
dominowała w codziennym obyciu, dlatego śmiem twierdzić, że to, co aktualnie
wyprawia Jarosław, nawet na tamtym świecie Lecha w nielichy stupor i żenadę
wpędza.
Ale Komitety Budowy Pomnika Lecha Kaczyńskiego
powstają niczym grzyby po deszczu, a „smoleńskie cegiełki” sprzedają się ponoć,
jak świeże bułeczki.
Pytanie – kto te cegiełki sfinansował? I jaki tak naprawdę
był ich koszt oraz dlaczego wciskane są ludziom na siłę?
Czy posiadanie owej
„cegiełki” naznaczonej smoleńskim pomnikiem ma być na przyszłość przepustką(?),
dowodem na przynależność do pisowskiej kasty „prawdziwych Polaków”? A nominał
świadczyć będzie o pozycji posiadacza w hierarchii tejże sekty?
Prezes
wszystkich prezesów wielokrotnie zapowiadał powstanie wielu takich pomników w
cały kraju, więc podejrzewam, że „cegiełkowy” biznes jeszcze długo będzie się
kręcił przynosząc niezły dochód wszystkim zainteresowanym rozpowszechnianiem
„religii smoleńskiej” i utwierdzaniem ciemnego ludu, że racja prezesa jest
„najmojsza” w każdym temacie i pod każdym względem.
Całkiem możliwe, że za
niedługo każdy z nas będzie musiał wygospodarować we własnym domu miejsce na
kapliczkę smoleńską, a portret Lecha/Jarosława zawiesić na honorowym miejscu w
salonie. Nie wykluczam też noszenia poświęconych znaczków z Matką Boską
Kaczyńską i dobrowolnego opodatkowania na rzecz kolejnych pomników, obelisków,
tablic etc. upamiętniających znamienity ród Kaczyńskich wywodzący się, jak ostatnio
podano, w prostej linii od Chrobrego.
A nad wszystkim będzie czuwał Antoni, też
już prawie święty, który na wzór Brygad Obrony Terytorialnej zorganizuje lotne
brygady sprawdzające czy suweren odpowiednio
rzetelnie i często oddaje cześć (nie)miłościwie nam panującemu Kaczelnikowi
i jego obsesjom.
Rząd dalej będzie tańczył, jak mu Jarek zagra, samorządom
odbierze się ich kompetencje i dołoży obowiązków, a proboszczom nada specjalne uprawnienia do
zaglądania w kobiece macice. Zamiast euro wprowadzi się dukaty smoleńskie, a
dla zwiększenia populacji (oprócz 500+) noszenie luźnych gaci zarządzi się jako
obowiązkowe.
Natomiast po całkowitym rozwaleniu Trybunału Konstytucyjnego nadprezes
przerobi Konstytucję na papier toaletowy i rozda suwerenowi zamiast chleba.
A
fanatyczni wielbiciele Jarosława pomniki zaczną
stawiać mu jeszcze za życia.
Pytanie tylko czy już w tym roku, czy
dopiero w przyszłym?