- Ileż można gadać przez telefon? Jak
tak dalej pójdzie zgłoszę cię do księgi rekordów Guinnessa – Matylda nie kryła
niezadowolenia
- A zgłaszaj sobie! Musiałam pogadać,
znajoma ma problem. Raczej duży i ciężki do zgryzienia – nie byłam w nastroju
do słownych potyczek – muszę pomyśleć…
- Bo, co się stało? – w głosie
Matyldy babska ciekawość walczyła ze źle skrywaną obojętnością
- Znowu pokłóciła się z mężem…
- Phi! Też coś! Pokaż mi małżeństwo,
które nigdy się nie kłóci! To nawet zdrowo tak od czasu do czasu odświeżyć
atmosferę – pouczyła mnie tonem doświadczonej mężatki, którą zresztą nigdy nie
była - kłótnia jest potrzebna żeby dostrzec coś, co zdaje się
być oczywiste.
- Rzecz w tym, że oni dopiero od
niedawna kłócą się o wszystko! Przez ponad 20 lat żyli zgodnie i szczęśliwie, a
teraz skaczą sobie do oczu o każde najmniejsze byle co! Nie powiesz mi, że to
normalne?! – popatrzyłam na nią bezradnie
- No, cóż! Widocznie kochali się za
bardzo, za długo i za mocno, a teraz przyszła pora na uczucia z niższej półki.
W życiu jak w matematyce, bilans musi wyjść na zero. Małżeństwo to równanie z
dwoma niewiadomymi i często dopiero po latach okazuje się, że tych niewiadomych
może być więcej – skrzywiła piękne usta w ironicznym uśmiechu – zapewne nie
kłócili by się tak wściekle, gdyby racja była tylko po jednej stronie. Coś musi
być na rzeczy, bo nic nie dzieje się samo. Przyczyna warunkuje skutek, akcja
wywołuje reakcję…
- W tym rzecz, że podobno żadnej
racjonalnej przyczyny nie ma i nie było! Tylko ni stąd, ni zowąd Ona zaczęła mu dogryzać i czepiać się
wszystkiego, On nie pozostawał jej dłużny i poszłooo… jak po jeżu! I teraz nie
potrafią już inaczej – bezradnie wzruszyłam ramionami
- A może to ze strachu? Może boją
się, że coś im umknęło, coś stracili, przegapili jakieś ważne
życiowe momenty, może przerazili się marzeń ciągle dokładanych na później? A
może dawne, głęboko schowane żale wypełzły na powierzchnię i krzyczą teraz
gromkim głosem? – Matylda popatrzyła na mnie zimno spod z mrużonych powiek -
Ludzie nie potrafią żyć bez lęku. Ani kochać, ani nienawidzić…
- Nie, to chyba nie to…
- Nie? To zostaje już tylko
wysokooktanowe klimakterium połączone z ostrym rzutem andropauzy, a to rzeczywiście
wyjątkowo niebezpieczna mieszanka – zachichotała zjadliwie – takie spięcia / napięcia
najlepiej przeczekać z daleka od siebie.
- Oj, lepiej nie! Z takiego odległego
przeczekiwania najszybciej rozwód wyjdzie – znacząco popukałam się w czoło
- Eee tam! Zaraz rozwód, po tylu
latach? – Matylda lekceważąco machnęła ręką - Nie od dziś wiadomo, że mąż bez żony jest jak pies bez pcheł - niby
da się żyć, ale nudno. A żona bez męża? Bezdomna
pchła bez psa, której żyć ciężko i gryźć nie ma kogo…
Małżeńtwo to jest wielka nie wiadoma. Żyje człwiek z drugim człowiekiem,dzieli z nim wszystko powieża sekrety a tak na prawdę go nie zna.Niestety.
OdpowiedzUsuńTa Matylda to niegłupia kobita
OdpowiedzUsuń