9 grudnia 2016

Znalezione w sieci...

Ducha nie gaście!

 

No, nie – jak już Magda Środa się załamuje, to koniec świata. Nieustraszona, niezmordowana, niezłomna profesor Środa „czarno widzi przyszłość”.
Na łamach „Gazety” pisze dlaczego. Wiadomo – ustawa o zgromadzeniach, Trybunał, szkoła będzie kształcić małych pisowców, paszporty zabiorą, od świata odetną, msze obowiązkowe dla wszystkich wprowadzą, cenzura wisi w powietrzu, kłamstwo historyczne się panoszy. To wszystko prawda, w dodatku wielu z nas nie może się nadziwić, że znaczna część społeczeństwa „tę nienormalność popiera”.
Zgoda, ale droga pani profesor, nie należy się załamywać. Proszę na przykład zobaczyć, jacy oni – mając całą władzę w ręku – są nerwowi i niepewni swego. Wystarczy jeden film, jedna wypowiedź, jeden Olbrychski, Janda czy Lis, żeby zaczęli ich lżyć do trzeciego pokolenia wstecz i wprzód.
Szlag ich trafia. Wystarczy, że człowiek mówi prawdę, a już chcą go pozbawić doktoratu. Każdą krytykę uważają za „histeryczną”, każda odmowa jest dla nich histerią. Gdyby czuli się mocni i pewni swego, toby nie reagowali na każdy grymas, na każdą nieprawomyślność.
To oni nie potrafią ukryć radości, kiedy wstrętnej gazecie ubywa prenumeratorów. To im, a nie opozycji, wydaje się, że to jest koniec świata. Balcerowicz, Zagajewski, Tokarczuk, Zoll, Łętowska, autorytety, profesura, artyści – kogo oni mogą przeciwko nim wystawić? Jana Pietrzaka, Marcina Wolskiego i kogo jeszcze?
Kiedy prezydent Duda leci, pardon, udaje się do Sztokholmu i tamtejszy premier prawi mu na „dzień dobry” kazanie o prawach obywatelskich, to dokąd taki prezydent może jeszcze spokojnie polecieć, pardon, się udać, żeby uniknąć „antypolskiej kampanii o rzekomym zagrożeniu podstawowych wolności”? Do Brukseli? Do Wenecji? Do Moskwy?
Najważniejsze jest to, że władza w Polsce jeszcze ciągle musi liczyć się ze sprzeciwem, gdy ten jest dla niej zbyt silny. Chcieli podnieść pensje sobie – członkom rządu, posłom i senatorom. Poszedł hyr, że dolewają sobie do koryta, Kukiz się skrzywił – i wycofali się. Chcieli skierować do prac komisji średniowieczny projekt ustawy o aborcji, tysiące kobiet wyszły na ulice z parasolkami – i co? „Zdystansowali się” od projektu, czyli zamachu na pseudokompromis obowiązujący w tej sprawie w Polsce i na gwizdek prezesa zamilkli na temat zaostrzenia ustawy (oczywiście do czasu, wrócą do sprawy, ale nie od razu).
Kolejny przykład – zamach na wolność zgromadzeń. W obliczu protestów w kraju i za granicą wycofali się przynajmniej z jednego draństwa, że demonstracje rządowe i kościelne mają pierwszeństwo przed zgromadzeniami obywatelskimi. Owszem, inne draństwa w projekcie pozostały, takie jak odebranie uprawnień samorządom na rzecz rządowych wojewodów, ale jednak krok wstecz musieli zrobić. Czasami można nawet pomyśleć, że władza z góry wie, co nie przejdzie, a mimo to zapowiada taką bzdurę, żeby potem „w geście dobrej woli” się z niej wycofać, a główny kierunek zmian zachować.
Tego nie można wykluczyć, ale im mniej napsują – tym lepiej. Każde takie ustępstwo przed zdrowym rozsądkiem czy przyzwoitością, każda oznaka słabości rządzących powinna umacniać przekonanie, że protest i sprzeciw mają sens. Wybitni historycy, którzy dobrze znali dzieje naszego kraju – Tadeusz Manteuffel, Aleksander Gieysztor, Stanisław Herbst, Małowist, Kieniewicz, wreszcie Karol Modzelewski – w dużo gorszej sytuacji nie tracili nadziei. Pójdźmy ich śladem.

Daniel Passent

3 grudnia 2016

Czy to Polska jeszcze?



             Właśnie Sejm uchwalił nowelizację ustawy Prawo o zgromadzeniach, która ewidentnie i w znaczący sposób ogranicza prawa i swobody obywatelskie. Znając obecne realia, Senat przyklepie ją w ekspresowym tempie, a (p)rezydent podpisze jeszcze szybciej niż wyrok na TK  i kwotę wolną od podatku.
W opinii pisdzielców jest to znaczący krok ku „prawdziwej demokracji”, kolejna odsłona „dobrej zmiany” dająca suwerenowi możliwość otrząśnięcia się z traumy poprzednich rządów, które jak powszechnie wiadomo robiły, co mogły żeby uciemiężyć i zniewolić wszystkich Polaków razem wziętych i każdego z osobna.
                 I nim z jednego zdumienia zdąży się człek otrząsnąć już (nie)rząd następne „siuprajsy” szykuje, co by suweren nie zapomniał, kto w tym kraju za jedynowładcę  robi.   
              Onegdaj pisdzielce zadecydowały, że obniżą policyjne renty i emerytury wszystkim  funkcjonariuszom, którzy bodaj jeden dzień służyli „na rzecz totalitarnego państwa”, również policyjne renty rodzinne pobierane przez wdowy i osierocone dzieci zostaną  potężnie okrojone, bo nie będzie komunistyczny pomiot pasożytował na zdrowej tkance pisowskiego elektoratu.

               Być może za chwilę okaże się, że „oprawców pracujących na rzecz totalitarnego państwa” było zdecydowanie więcej i nie zdziwię się wcale kolejnym ustawom wprowadzanym pod sztandarem „dobrej zmiany” w imię budowania i utwierdzania „demokracji według PiS”, jako jedynie słusznej ideologii kaczyzmu, prawej i sprawiedliwej do bólu. Z tym, że nie dla wszystkich, a tylko dla wybranych.

           Idąc tropem pokręconej logiki Kaczelnika reanimującego zbiorową odpowiedzialność i wrzucającego wszystkich Polaków do jednego wora  można przyjąć, iż 31 lipca 1990 r. jest datą totalnie graniczną. Nie żadną tam „grubą kreską”, ale wręcz politycznym Rowem Mariańskim oddzielającym komunistyczne zło od…… no, właśnie od czego?? Bo nieboszczka komuna, to jedno, a 26 lat ułomnej, bo ułomnej ale jednak demokracji, to całkiem  inna bajka.

          Wychodząc naprzeciw następnym poronionym pomysłom (nie)miłościwie nami rządzących proponuję odebrać emerytury, renty oraz inne świadczenia  przede wszystkim  parlamentarzystom wybranym w pierwszych (tylko częściowo) wolnych wyborach w czerwcu 1989 roku, którzy siłą rzeczy niewątpliwie zostali skażeni  trującym odium komunizmu, które to odium cudownym sposobem straciło swą niszczycielską moc w ostatnią lipcową noc roku pańskiego 1990.

Idąc za ciosem dlaczegóż by  nie odebrać emerytur:

- wszystkim byłym prezydentom RP, a w pierwszej kolejności Lechowi Wałęsie
- dyplomatom z powodów jakby oczywistych
- sędziom, prokuratorom, protokolantom i woźnym sądowym ( z wyłączeniem rzecz jasna Piotrowicza, Przyłęskiej, Kryżego i paru innych pisowskich sprzedawczyków)
-  nauczycielom, za paskudzenie dziecięcych umysłów komunistyczną doktryną
- bibliotekarzom i księgarzom z powodów jak wyżej
- wszystkim absolwentom wyższych uczelni, którzy skończyli studia „za komuny”, poza rzecz jasna ścisłą pisowską „elytą” !
-  artystom, pisarzom, malarzom, tak na wszelki wypadek
-  naukowcom, patrz punkt wyżej
- urzędnikom każdego szczebla za wysługiwanie się komunistycznemu okupantowi i wszechobecną  korupcję
- górnikom i hutnikom za komunistyczne przywileje
- kolejarzom i szklarzom żeby nie było im za dobrze
- marynarzom i rybakom, bo i tak zdążyli się nachapać
- „prywaciarzom” wszelkiej maści i autoramentu za komunistyczną inicjatywę gospodarczą
- całej służbie zdrowia, bez wyjątku  i dla zasady
- kierowcom i mechanikom za paliwowe przewały
- handlowcom i zaopatrzeniowcom - wszak wiadomo, że złodzieje i kombinatorzy
- ekspedientkom i subiektom z powodów jak wyżej
- grabarzom za pracę w „podziemiu”

              Wymieniać by można jeszcze długo i monotonnie, bo jakby nie patrzeć przynajmniej połowa Polaków urodziła się za nieboszczki Rzeczpospolitej Ludowej  i w taki czy inny sposób została nią naznaczona, więc lista „zdrajców Ojczyzny” przeznaczonych do odstrzału nie skończy się tak szybko.

                Poza tym, jakiż to zysk stricte finansowy! Ileż kasy można zaoszczędzić żeby  „ciemny lud” dalej mamić 500+, pchać Rydzykowi w gardziel nienasyconą i składać złote cielce na kościelnych tacach. Ileż pomników i sarkofagów można by pobudować, ile smoleńskich odszkodowań wypłacić, a ileż milionów przelać do państwowych spółek ku uciesze partyjnych kolegów?

                Za chwilę Najjaśniejszy Kaczelnik wzorując się na swoim idolu Józefie  Wissarionowiczu doprowadzi do całkowitego ubezwłasnowolnienia państwa polskiego w każdym jego wymiarze od Konstytucji RP poczynając, a na samorządach i związkach zawodowych  kończąc. 

Parafrazując  Winstona Churchilla można by rzec: jeszcze nigdy w historii Polski tak niewielu nie zrobiło tyle złego, aby bez pardonu załatwić tak wielu. 
I w tak krótkim czasie.



Chyba już pora pogonić „dobrą zmianę” w głębokie pisdu?!