30 sierpnia 2014

Babski kosmos i inne androidy...



                 Podobno kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa…. 
Na 100% tego nie wiem ale, że faceci od całkiem innej małpy pochodzą tego jestem więcej niż pewna.
Kobieta jest jak Kosmos i jak Kosmos niezliczone tajemnice posiada. Natomiast facet z reguły jest prosty w budowie, mocno na elementarną wiedzę emocjonalną  odporny i trudny do zrozumienia. Kobieta i mężczyzna to dwie odległe galaktyki, tak różne, tak inne, że aż dziw iż wspólne potomstwo posiadać potrafią.
Bo faceci są dziwni…..
Każda kobieta ma serce blisko wątroby i lubi sobie popłakać. A jeżeli już płacze to znakiem tego ma powód. Ważny powód. 
Chłop z definicji babskich szlochów nie rozumie  i zadaje głupie pytania powodując tym samym jeszcze większe fontanny łez ukochanej oraz potęgując jej:
- wściekłość*
- złość*
- żal,*
- rozgoryczenie*
- histerię*
- beznadzieję doczesnej egzystencji*
(* niepotrzebne skreślić)
A wystarczyłaby odrobina empatii, ewentualnie kolacja przy świecach, nowa kiecka, tak ze trzy tysiące na drobne wydatki, albo co tam  kobiecie w danej chwili potrzeba, orgazmu nie wyłączając. To nie! będzie się taki jeden z drugim namolnie dopytywał albo, co gorsza weźmie dupę w troki i z kumplami na piwo pójdzie!
Kobiety są piękniejszą częścią ludzkości…
Podobno kobiety  nie potrafią umalować oczu nie otwierając przy tym ust. Takie sprzężenie zwrotne się w nich wytwarza i nie ma inaczej. Nie wiem, nie znam się, bo makijażu nie używam. Ale niech mi kto mądry powie dlaczego faceci przy jakże prostej czynności golenia paszczęki stosują trójfazowe napięcie musculus gluteus maximus oraz medius ? O co się założymy, że w tym miejscu każdy z czytających panów poleci do łazienki sprawdzić, co mu się tak pięknie napina, i to w dodatku trójfazowo..?
 Przewaga kobiet nad facetami polega też na tym, że z każdej kobiety za pomocą kilku prostych kosmetycznych chwytów można zrobić kosmiczną piękność i wiem co mówię, bo nawet ze mnie swego czasu  charakteryzatorka z prowincjonalnego teatru zrobiła skrzyżowanie Catherine Deneuve z  Demi Moore w ich najlepszych latach i przysięgam! sama siebie nie poznałam. A z faceta tymi samymi sposobami. co najwyżej można zrobić picusia-glancusia Old Spicem zalatującego i ani ćwiartki więcej.
Kobiety są inteligentne….
Bo są! Prawdy oczywiste przyjmują a priori i nie dyskutują z faktami, że:
1 - serce kobiety bije szybciej niż mężczyzny,
2 - kobieta głosem potrafi rozbić kryształy w drobny mak, a    nawet bardziej,
3 - długość męskiego penisa jest równa długości jego kciuka x 3
4 - Pan Bóg tylko dlatego wymyślił mężczyznę, bo wibrator nie ma funkcji „koszenie trawnika”
5 - kobieta nie musi się fajnie ubierać, ona ma się fajnie rozbierać
6 - w każdej grubej kobiecie jest szczupła + duża ilość czekolady oraz innych smakołyków
7 - gdyby mężczyźni zachodzili w ciążę aborcja byłaby sakramentem…
No!  i kobiety już dawno przeczytały te 7 punktów, a faceci ciągle jeszcze oglądają swoje kciuki….
A jeżeli panowie w swoim ego czują się oburzeni tym, co napisałam to proszę łaskawie o odpowiedź na  kilka prostych pytań:
- po jaką cholerę sterylizuje się igłę przy wykonywaniu kary śmierci przez wstrzyknięcie trucizny?
- dlaczego kamikadze nakładali kaski?
- dlaczego w lodówce jest światło, a w zamrażalniku nie?
- dlaczego im większe piersi ma kobieta tym trudniej zapamiętać jej twarz?
- dlaczego mężczyźni nie wykorzystują instrukcji obsługi kobiety czyli Kamasutry?
- jakie jest lekarstwo na miłość od pierwszego wejrzenia?
- co to jest, zaczyna się na K kończy na S, jest owłosione, zaokrąglone i zawiera biały płyn?
Kobiety są twórcze…
Ponieważ każda kobieta bez wyjątku potrafi zrobić z byle czego: modny ciuch, obiad oraz oczywiście awanturę. Poza tym kobiety zdolne są do takich rzeczy, o których mężczyznom nawet się nie śniło. Byle drobiazg potrafi im urosnąć na wysokość wieży  Eiffla, a jednocześnie poważne kłopoty rozwiązują na tak zwany pstryk. Robią kilka rzeczy na raz i zawsze znajdą powód żeby kupić sobie nowe buty, torebkę, futro, rękawiczki, szminkę, kapelusz, patelnię etc.
Świat kobiet różni się diametralnie od świata mężczyzn i całe szczęście, że od czasu do czasu oba te światy stykają się ze sobą, bo inaczej ludzkości groziłaby zagłada, a że przy okazji takiego styku czasami ostro zaiskrzy, to i dobrze. Przynajmniej nudno nie jest. Miłość bez burz i awantur jest jak takie beznadziejnie długie i upalne lato, jak nie przymierzając tegoroczne…
Gdyby nie rozmaitość kobiecej natury mężczyźni jak nic popadli by w życiowy marazm i abnegację oraz codzienną bylejakość, a tak od zarania dziejów dzięki kobietom i również dla nich popychają ten świat do przodu mając przy okazji dużo frajdy i zabawy. Już od maleńkości  kobiety dostarczają mężczyznom niespodziewanej rozrywki pod postacią emocjonalnych karuzeli i uczuciowych huśtawek.
- synku gdzie idziesz? – słodko pyta mamusia
- idę popływać w jeziorze – grzecznie odpowiada synuś
- ale pamiętaj, że jak się utopisz, to do grobu mnie wpędzisz, a i tak ci dupę spiorę, że ruski miesiąc popamiętasz!- ileż uczuć i emocji można zawrzeć w jednym zdaniu.
Tylko kobieta tak potrafi, bo…
 Kobiety są  czułe i troskliwe...
Młoda mężatka wraca do domu stęskniona po ośmiu godzinach pracy i od progu rzuca się mężusiowi na szyję prosząc namiętnie:
- pocałuj mnie, kochanie…
- No, wiesz! Pół roku po ślubie, a tobie tylko orgie w głowie – odpowiada ukochany mąż i nie może zrozumieć dlaczego w krótkim czasie jego żonę zaczyna  boleć głowa i ze słodkiej czarodziejki robi się paskudna czarownica..
Kobieca troska objawia się na różne sposoby. Bywa, że kobieta potrafi zagłaskać mężczyznę na śmierć i skutecznie taką troską zrazić do siebie nawet najbardziej uległego faceta, a potem nie może zrozumieć „dlaczego on mnie zostawił..?” Ale czasami kobiety dbałość  o swojego mena sprowadzają do granic absolutnego minimum, całkiem jak moja znajoma, która ciężko pracującemu mężowi zostawiała na stole „Gorący kubek na bogato” i uroczą karteczkę:
„ Obiad na stole, zalej sobie. Ja zjem u mamusi.”
Odkąd wąż podkusił Ewę do zerwania wiadomego jabłuszka kobieta chce być kochana bez powodu, bez żadnych „ale” i „dlaczego”, chce być kochana tylko dlatego, że jest!
I pamiętajcie panowie: my nie znamy takich pojęć, jak miłość, zazdrość czy zemsta. My znamy te uczucia. Do bólu, do szpiku i na wskroś!

29 sierpnia 2014

Fejsbukowy humbug



               Ponieważ na FB nie istnieję i istnieć nie zamierzam poprosiłam kilku przyjaciół (tych prawdziwych, nie wirtualnych!) żeby na chwilę udostępnili mi swoje konta celem obejrzenia z bliska tego internetowego kuriozum. Efekty przerosły moje najśmielsze oczekiwania i utwierdziły w przekonaniu, że po pierwsze: pewnych rzeczy ni diabła nie da się zrozumieć, po drugie: kupa ludzi ma nawalone w głowie jak Cyganka w tobołku.
Pierwsze wrażenie, no cóż… delikatnie rzecz ujmując - takie sobie. Całe mnóstwo wszystkiego na raz i straciłam sporo czasu na ogarnięcie bodaj z grubsza tego bajzlu. Od razu zauważyłam jedną bardzo ciekawą rzecz, a mianowicie liczby widniejące przy rubryce „znajomi”, z reguły trzycyfrowe i od razu dające do myślenia. Ale jeżeli do grona znajomych zalicza się osoby, które są znajomymi naszych dalszych znajomych, to i nie dziwota. Widać są ludzie, którzy kolekcjonują „znajomych” niczym pocztowe znaczki albo inne naklejki. Skakałam tak sobie od znajomych do znajomych i znajomych tych znajomych, a potem do znajomych znajomych znajomych itd. Istny łańcuszek świętego Antoniego. Nie powiem, i owszem zajęło mi to sporo czasu, bo niektóre konta studiowałam nad wyraz starannie i z żalem stwierdzam, że po tej lekturze opinia o wielu ludziach, których wydawałoby się znam od lat zweryfikowała się niejako automatycznie. In minus niestety. Kiedyś mówiło się: żeby poznać drugiego człowieka trzeba zjeść z nim beczkę soli, dzisiaj wystarczy przejrzeć jego konto na FB. A ja sobie przejrzałam i teraz już wiem, że jak usłyszę od pewnych osób „na nic nie mam czasu” albo „doba jest za krótka”, to niewątpliwie dostanę kolki ze śmiechu. Trudno mieć czas na cokolwiek jeżeli większość w/w doby poświęca się na pisanie bzdetów w stylu „Mogę polizać Twojego pomidorka? i jeszcze głupszych komentarzy pt.”boooje sieee” czy "łaaałć ale pięknościowe". Wstawianie linków, zdjęć, „lajków”, komentarzy, prowadzenie farmy, to wszystko wymaga czasu, więc nic dziwnego, że na nic więcej go nie starcza. Pół biedy jeżeli ludzie tracą na to tylko swój prywatny czas, gorzej jeżeli siedzą na FB w godzinach pracy. A siedzą. Zwłaszcza co poniektóre panie nauczycielki, przedszkolanki, urzędnicy, prokuratorzy, tzw. pracownicy najemni, dyrektorzy, kierownicy, że o studentach i uczniach nie wspomnę. Większość zaczyna dzień od kawy i fejsa, i siedzi na nim do późnej nocy. Facebook niewątpliwie uzależnia, myślenie już niekoniecznie. Przez te parę dni odniosłam wrażenie, że większość użytkowników istnieje tylko dla fejsbuka i na fejsbuku, tam zaczyna i kończy się ich życie jakby rzeczywistość nie miała do nich dostępu. Fejsbukowy świat daje im swoiste poczucie celebryctwa, pozwala na bycie „kimś” nawet za cenę śmieszności.
Nie rozumiem ludzi, którzy mieszkając w jednej miejscowości i spotykając się na ulicy nie mówią sobie nawet „dzień dobry” ale na FB przesyłają sobie życzenia i pozdrowienia, wzajemnie lajkują swoje słitfocie i komentują zjedzenie parówek na śniadanie. Nie rozumiem tej potrzeby ekshibicjonizmu, dzielenia się ze światem dosłownie wszystkim. Mąż pisze na FB do swojej żony i chociaż przebywają w tym samym mieszkaniu, to cały świat musi wiedzieć, że on dziękuje jej za ostatnią zajebistą noc, a ona zrobiła mu kolację, której focia (tej kolacji ma się rozumieć) natychmiast ląduje na FB, a w chwilę później już 15 osób „lubi to”, natomiast kolejne 10 udostępnia na swoim profilu kolacyjne menu tych państwa. Nie rozumiem czemu po kłótni z mężem/żoną natychmiast zostaje zmieniony status i dotychczasowe bycie „w związku” zastępowane jest „w skomplikowanym związku”. Czemu i komu ma służyć taka informacja? Nie rozumiem tej nieodpartej chęci obnażania i dzielenia się wszystkim ze wszystkimi. Kupiłam nowe buty-sruuu..fotka na fejsa., upiekłam ciasto – sruu.. trzeba się pochwalić.. pochlałem na imprezie –sruu…niech wszyscy widzą jak rzygam przez okno, mam nowy samochód - sruu..niech zazdroszczą. Ciekawe ile będzie „lajków”, a ile komentarzy? Rozumiem, że FB zaspokaja potrzebę ciekawości i podglądactwa, karmi tego narcyza, który w większym lub mniejszym stopniu siedzi w każdym z nas ale żeby do tego stopnia?? Gołe pośladki, relacje z suto zakrapianych imprez, intymne zwierzenia, to wszystko o czym kiedyś wiedzieliby tylko nieliczni, dziś bez żadnych oporów, wstydu i zahamowań ląduje na fejsbuku. Niestety w dzisiejszych czasach naga prawda rzadko promieniuje autorytetem, najczęściej niestety świeci gołym tyłkiem i nie oszukujmy się - głupotą! Tak się ludzie uzewnętrzniają, że nie wiadomo ile ich w środku zostało... Smutne, to i żałosne. Świadczą o tym chociażby komentarze pisane namiętnie praktycznie pod wszystkim, co na fejsie zamieszczone . Albo wazeliniarstwo do potęgi entej, obłudne słodzenie do mdłości i tu panie dzielnie dzierżą palmę pierwszeństwa ( zwłaszcza jedna jest w tym niedościgniona!) albo wyzywanie od najgorszych, bluzganie z rozbryzgiem żeby jak najwięcej gnoju rozrzucić, i to jest domena panów chociaż i dziewczyny potrafią przysrać innym koncertowo . Gdzie nie spluniesz tam hipokryzja. Na szczęście są też konta ( nieliczne jak rodzynki w zakalcu), które pozwalają mi wierzyć, że może nie wszystko stracone i zostało jeszcze w ludziach trochę człowieka z normalnego człowieka.
Na grasowanie po fejsbuku poświęciłam kilka dni, których mimo wszystko nie uważam za stracone. Zyskałam wiedzę, a wiedza to potęga. Zyskałam też pewność, że konto na FB potrzebne mi jest jak kastratowi viagra, i że tego typu
fascynacje raczej mi nie grożą. Jak dla mnie Facebook przypomina sektę fanatycznych onanistów, których główną i jedyną podnietą jest obnażanie własnego życia oraz chorobliwa wręcz chęć/potrzeba podglądania innych. Tym nie mniej wszystkim fanom FB z całego serca życzę dużo, dużo zdrowia! bo trzeba mieć końskie zdrowie do życia w takim świecie!

Sieciowe aberracje czyli agonia zdrowego rozsądku...



       Ponoć Internet niweluje wszelkie granice, daje jednostce poczucie egzystencjalnej wolności i w ogóle ułatwia życie. 
Z pierwszym zgadzam się absolutnie! Tak, tak, i jeszcze raz tak! Internet jak najbardziej znosi granice. Przede wszystkim dobrego wychowania, kultury, taktu, smaku etc. Niewątpliwie ułatwia życie i stajemy się coraz bardziej leniwi gnuśniejąc przed monitorami komputerów, bo mając wszystko w zasięgu klawiatury nie musimy ruszać tyłka żeby na ten przykład zrobić zakupy, obejrzeć film czy „porozmawiać” ze znajomymi. Natomiast co do tzw. wolności uważam, że jest wręcz przeciwnie. Internet wziął nas w niewolę, a właściwie to my na własne życzenie staliśmy się niewolnikami Internetu, a najlepszym tego przykładem jest całkiem dla mnie niezrozumiały fenomen facebooka.
Czas jakiś temu na trójmiejskim przystanku autobusowym zauważyłam, że praktycznie wszyscy oczekujący na autobus 
(oprócz kilku starszych pań) trzymają w rękach telefony komórkowe różnej maści i wielkości, i w niemalże modlitewnym uniesieniu przesuwają palce po klawiaturze niczym po paciorkach różańca. Nie ukrywam, że zaintrygowana zjawiskiem zajrzałam temu i owemu przez ramię i co zobaczyłam? Wszyscy jak jeden mąż i jedna żona szaleli na tzw. fejsie informując cały świat i okolicę, że oto właśnie:
- stoją na przystanku,
- czekają na autobus
- jedzą drożdżówkę
- są w kurw…na maksa
- przestało padać
Tyle zdążyłam doczytać nim przyjechał autobus. Nowiny, że klękajcie narody! bez nich świat na pewno zginie! A w autobusie siedząca obok pani w zbliżonej do mnie kategorii wagowo-wiekowej wykonała numer, który wprawił mnie w stupor nieziemski oraz długotrwały. Otóż zadzwoniła do kogoś 
(prawdopodobnie przyjaciółki) i ni mniej ni więcej zażądała od niej natychmiastowego sprawdzenia ileż to ma „lajków” pod zamieszczonym zdjęciem, a ile komentarzy. A podjarana tym była jak nie przymierzając Murzyn bateryjką…
Onegdaj wpadły do mnie z wizytą dwie długo niewidziane znajome i od razu po obowiązkowych cmoktach powitalnych, zanim jeszcze dobrze rzyć na krześle umościły, obie jak na komendę wyciągnęły telefony, które pieczołowicie umieściły obok filiżanek z kawą. Moja radość z powodu niezapowiedzianej wizyty w trymiga spełzła niczym żmija po śliskim kamieniu ponieważ obie panie nie odrywając ócz swych przepastnych od telefonicznego ekranu, co chwilę zaglądały na fb, nie omieszkując poinformować siebie na wzajem ( i mnie przy okazji), że właśnie jedna drugiej zalajkowała (zlajkowała?) coś tam, a ktoś inny zamieścił super focię z ostatniego wyjazdu i koniecznie trzeba to, już - zaraz- natychmiast odpowiednio skomentować. Może to i zabawne ale niegrzeczne żeby nie powiedzieć chamskie. Siłą rzeczy rozmowa kulała nam na wszystkie możliwe nogi oraz inne kończyny i moja wcześniejsza frajda z ich odwiedzin w tempie błyskawicznym przekształciła się najpierw w zniesmaczone zdumienie, a zaraz potem wkurzyłam się w stopniu (na szczęście) umiarkowanym. Wizyta stawała się coraz bardziej męcząca, a ponieważ bardzo nie lubię męczyć się niepotrzebnie pożegnałam panie ozięble z dużą domieszką ironii, i z dziwną pewnością, że nie zrobiło to na nich większego wrażenia, bo jako osoba nieposiadająca konta na fejsbuku nie stanowię dla nich atrakcji towarzyskiej ani żadnej innej też. No, cóż…starość nie radość, dropsy nie tic-taki, a głupota nie boli.
Ostatnio z przyczyn ode mnie nie zależnych mam trochę więcej wolnego czasu, więc żeby nie tracić go na bez durno postanowiłam w ramach tfu! podnoszenia kwalifikacji pouczyć się tego i owego. I wszystko byłoby fajnie gdyby nie drobny ale jakże upierdliwy szczegół zdobywanie wiedzy mocno utrudniający. Znalazłam kilka interesujących stron i nie mniej ciekawych artykułów ale żeby móc przeczytać je w całości muszę zalogować się przez facebooka.
Facebook jest obecny wszędzie i gdzie się nie obrócę w oczy kłuje „jesteśmy na FB”, „polub nas na FB”, „ życie bez facebooka, to nie życie”, czyli kto nie ma konta na fejsbuku ten nie istnieje, tak? Ożesz nać urwana z podwiniętym chwostem! Nie wiedziałam, że mnie nie ma ale zapewniam, że jako osoba, która według pewnych kanonów nie istnieje mam się całkiem dobrze. Tak dobrze, że postanowiłam, ot tak sobie! z łaski na uciechę sprawdzić jak mają się co poniektórzy szczęśliwi posiadacze konta na FB. Innymi słowy, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi.

introdukcji słów kilka...




          Kiedy pod koniec czerwca skończyłam  podyplomówkę od razu zaczęłam przemyśliwać nad rozpoczęciem następnej, bo coś w końcu trzeba robić w długie jesienno-zimowe wieczory ale tym razem mój mąż postawił stanowcze veto. Bo dojazdy, bo zmęczenie i w ogóle -  po co ci to?! Nie, nie i jeszcze raz nie! W taki oto sposób wszelkie przemyśliwania diabli wzięli i w czeluście archeonu radośnie ponieśli. Zaraz potem okazało się, że bezpardonowy sprzeciw Miśka znalazł nieoczekiwanego sprzymierzeńca w postaci mojego własnego organizmu, który po raz kolejny wywinął mi numer, jak stąd na Madagaskar. I co pani zrobisz? Nic pani nie zrobisz! O jakiejkolwiek szkole na razie zapomnij, bo kłopoty zdrowotne zdecydowanie wyszły na czoło peletonu i chciał, nie chciał trzeba te zdrowotne pierepały w szybkim tempie na prostą wyprowadzić. A ponieważ nie samą medycyną człowiek żyje wymyśliłam, że założę sobie blog(a), który może okazać się swoistym rodzajem terapii i mocno skutecznym „zdrapistreskiem”. Pisać lubiłam zawsze i niejedną szufladę zapchałam swoimi wypocinami, i chociaż to moje „pisanie” dalekie jest od ideału, to pomaga „uładzić myśli poczochrane”, że o  złapaniu zdrowego dystansu do wielu spraw nie wspomnę.
Poza tym w dzisiejszych czasach jak nie ma cię w sieci ( czytaj FB), to podobno nie istniejesz. Osobiście jestem innego zdania i takiego fejsbuka kijem od szczotki nawet nie dotknę! Jakoś tak brzydzi mnie on straszliwie i nic nie poradzę. Fuj oraz bleee…
Po ostatnim rozczarowaniu na inne sieciowe społecznościowce  też nie mam ochoty, bo i po co mi na starość chmurny żal i gorzki smętek w duszy?
Ale to już temat na zupełnie inną bajkę…