6 listopada 2016

Ile w Polaku patrioty, a ile idioty?



                  Im bliżej 11 listopada, tym częściej i głośniej przedstawiciele (nie)miłościwie nam panujących szczują prowokacjami na obchodach Święta Niepodległości i pewnym głosem wieszczą wraże działania wymierzone w polską (czyt. pisowską) demokrację. Poczynając od owsika pełniącego funkcję ministra MSWiA poprzez prokuratorską gnidę, a na szeregowych pisomatołkach kończąc jesteśmy zastraszani bliżej nieokreślonym wrogiem, który już za kilka dni zamierza zbrojnie (sic!) wystąpić przeciwko polskim „patriotom”, „polskiej racji stanu” i czort wie czemu jeszcze.
                 Od jesieni zeszłego roku słowa „patriotyzm” i „patriota”, tak często latają suwerenowi nad głową, że przestano już zwracać na nie  uwagę. Stały się tylko ślepymi nabojami w pisowskiej walce o partyjny autokratyzm i jedynowładztwo szeregowego posła mieniącego się Zbawicielem Narodu.
A cóż to jest ten patriotyzm, o którym wielu kiedyś słyszało, ale szybko zapomniało, bo 500+ oślepiło ich szczęściem  nieróbstwa usankcjonowanego tanim populizmem nowej władzy??
               W największym skrócie patriotyzm można zdefiniować jako silne przywiązanie do ojczyzny i szacunek do współrodaków, silną więź z językiem, historią, tradycją i kulturą oraz  gotowość do pracy i służby, do poświęcenia spraw osobistych, czasem nawet życia, bowiem ojczyzna traktowana jest tu jako wartość najwyższa.
                Czy można więcnazwać patriotą osobę, która z cynicznym wyrachowaniem, w pełni świadomie wprowadza podział na lepszych i gorszych obywateli swojego kraju? Która po chamsku opluwa polskie kobiety i nawet chore dzieci naznacza stygmatem życia za wszelką cenę, a dokładniej za cenę 4 tys.? Czy jest patriotą osoba, która dla osobistej zemsty i politycznej korzyści bezcześci groby, w tym własnego brata, szydzi z autorytetów, jawnie fałszuje historię, łamie Konstytucję i udziela cichego błogosławieństwa nacjonalistycznej swołoczy? Czy osoba, która de facto sprawuje władzę, i która z premedytacją niszczy demokrację w imię swoich chorych idei, a przy tym  uchyla się od jakiejkolwiek odpowiedzialności może być nazwana patriotą?
               Czy minister spraw zagranicznych, który wytrwale oraz nad wyraz  konsekwentnie ośmiesza i pomniejsza znaczenie swojego kraju na arenie międzynarodowej jest patriotą?
                 Czy osoby, które swoje stanowiska ( vide Duda, Szydło) osiągnęły dzięki kłamstwom i oszustwom wyborczym, i które ślepo wykonują rozkazy chorego na władzę paranoika  mogą być uznane za patriotów?
           Czy biorąc pod uwagę chociażby ostatnie wydarzenia dotyczące polskiej armii i bezpieczeństwa kraju  można  ministra obrony nazwać patriotą??
                  Czy parlamentarzyści kurczowo trzymający się poselskiego koryta, aby na pewno działają z pobudek patriotycznych dla dobra i w interesie swoich wyborców?
Takich pytań można stawiać dziesiątki, a przykłady mnożyć w nieskończoność, co i tak w niczym nie zmienia faktu, że od prawie roku w Polsce obowiązują całkowicie nowe standardy patriotyzmu rodem z ulicy Nowogrodzkiej, z której płynie jasne przesłanie, że tylko „prawdziwi Polacy”, innymi słowy szowiniści spod szyldu PiSu i ORN, jako ci „prawdziwie polscy patrioci” mają prawo do uczczenia 11 Listopada, a każdy inny marsz czy wiec będzie splugawieniem tego święta, prowokacją mającą na celu ośmieszenie władzy i wprowadzenie politycznego fermentu.
                Dzisiejszy „patriota” skrojony wedle pisowskiego wzorca powinien być mocny w budowie, odporny na wiedzę i trudny do zapier….. A przy tym powinien mieć czoło myślą nieskażone oraz  wyłączone racjonalne myślenie, a zwoje mózgowe wypełnione po wręby ślepym posłuszeństwem i miłością do jedynie słusznej partii, jej prezesa oraz Kościoła. Obowiązkowo powinien nosić orła na piersi, medalik na szyi, bejsbola w ręku i nienawiść w sercu do każdego, kto myśli i czuje inaczej.        
              Niestety, ta nienawiść jest sukcesywnie podsycana przez aktualnie rządzących w myśl zasady – „kto nie  z nami, ten przeciw nam” i skierowana jest do  mniej więcej  połowy Polaków.  W tym również do  mnie, szarej obywatelki RP od ponad 30 lat uczciwie pracującej i regularnie płacącej podatki, mówiącej  poprawną  polszczyzną, szanującej polskie tradycje i wielowiekową spuściznę przodków. Obywatelki dumnej z dotychczasowych osiągnięć swojego kraju, jego kultury i naukowych osiągnięć. Obywatelki, która nie wywozi śmieci do lasu pod osłoną nocy, zapina pasy w samochodzie, chodzi na wybory i nie rzuca papierków na ulicę. Nigdy nie byłam stroną w sądzie, nigdy nie zostałam ukarana grzywną czy mandatem, wiem że „Oda do radości” jest hymnem UE i znam na pamięć wszystkie zwrotki Mazurka Dąbrowskiego. Wiem na czym polega trójpodział władzy, za co Reymont dostał Nobla i co to był „cud nad Wisłą”.
Ale jak widać, słychać i czuć w obecnych czasach nie ma to najmniejszego znaczenia.
             Jestem obiektem nienawiści, bo nie dałam złapać się na lep populistycznych frazesów, kłamliwych obietnic i nie uwierzyłam w „dobrą zmianę”, która okazała się być  najgorszą z możliwych.
              Jestem wrogiem, zaprzańcem, „gorszym sortem”, bo pozwoliłam by zdrowy rozsądek  i logiczne myślenie podszyte dużą dozą krytycyzmu zawładnęły mną całkowicie nie pozostawiając nawet odrobiny przestrzeni na pisowskie manipulacje i kościelną hipokryzję.
Jest oczywistą oczywistością, że obecna władza dołoży wszelkich starań i nie poskąpi wysiłku żeby  suwerena, którym tak chętnie wyciera sobie zakłamaną gębę sprowadzić do poziomu bezmyślnych kretynów kupionych rozbuchanym socjalem i obietnicami raju na ziemi.  Idiotami łatwiej rządzić, wszak czyż nie? Ale to się nie uda! Zbyt wielu  Polaków prawdziwie kocha swoją Ojczyznę,  zbyt mocno ceni sobie wolność i demokrację żeby dać się omamić i zastraszyć bandzie oszołomów, a tym bardziej kupić za Judaszowe srebrniki.
            I dlatego pomimo gróźb, szantażu i piętnowania  przez prawicowych psychokatoli nie zamierzam przywdziewać maski „prawdziwego patrioty” made in PiSuar  i nie poddam się nagonce ludzi, którzy najwyraźniej stracili kontakt z rozumem.
            Podobnie, jak tysiące innych Rodaków będę  wyrażać swój sprzeciw w każdy możliwy i praworządny sposób, będę chodzić na demonstrację i niecierpliwie będę czekać na upadek pisowskiego (nie)rządu.
A to już niedługo…

„Jeszcze Polska nie zginęła….”


4 listopada 2016

Znalezione w sieci...


„Za życiem”… przeciw życiu



Ciężki orzech do zgryzienia dla rządzącej partii. Z jednej strony – organizacje pro life i Kościół, z drugiej zaś wielki czarny protest kobiet, które żądają prawa do samodecydowania w sprawie aborcji. Pierwszy raz prezes i spółka przestraszyli się własnych obywateli i na hurra szukają wyjścia z sytuacji. Co tu zrobić, by wilk był syty i owca cała? Premier Szydło już wie. Praktycznie, w ciągu kilkunastu dni, na kolanie, powstał pomysł, który ma przekonać kobiety, że warto rodzić zdeformowane, ciężko upośledzone dzieci. Czytam właśnie projekt ustawy „Za życiem”. Analizuję punkt po punkcie i własnym oczom nie wierzę. Popatrzmy…
Kobieta, która zdecyduje się na noszenie pod sercem dziecka, o którym wie, że jest ciężko chore, zdeformowane, że albo umrze krótko po porodzie albo będzie wegetowało całe lata, dostanie w prezencie od państwa aż 4 tys. zł. Na tyle rząd wycenił Jej cierpienie, traumę, ból i „godne” życie Maleństwa. Co można zrobić z tak oszałamiającą kwotą? Jak ją rozdzielić, by wystarczyła na całe morze potrzeb, związanych z pielęgnacją dziecka? Czy taka kwota, czy w ogóle jakakolwiek kwota jest w stanie złagodzić tragedię matki, która będzie obserwować gasnące życie, która podejmie walkę o życie, która będzie musiała zrezygnować ze wszystkiego?
Pięknie brzmi obietnica zagwarantowania opieki paliatywnej i hospicyjnej poza kolejnością. Ktoś, kto nigdy nie musiał korzystać z tego typu wsparcia, powie, ależ ta władza ma wielkie serce, ależ życzliwa, ludzka, dobra. Tralalala… Opieka nad ciężko chorymi rządzi się swoimi prawami. To ten obszar służby zdrowia, który od lat wspomaga, jest pełen empatii, współczucia, pomaga chorym i ich bliskim przejść przez najtrudniejszy dla nich okres. Tutaj nikt nie czeka w kolejce o pomoc, wszyscy traktowani są równo. Nie ma czegoś takiego, że ktoś poza kolejnością, bo wszyscy tak samo wymagają wsparcia i opieki. Czyżby Szydło sugerowała, że w myśl tej ustawy będzie się dzielić umierających na tych, co już natychmiast będą przyjęci i tych, co to niech sobie czekają, aż przyjdzie na nich czas? Większego idiotyzmu nie słyszałam.
Ustawa gwarantuje opiekunowi dziecka zaopatrzenie w potrzebne wyroby medyczne. Świetnie, ale teoria idzie swoją drogą, a życie swoją. Z tego, co się orientuję, NFZ refunduje część wyposażenia osoby chorej, co nie znaczy, że wszystko to jest za darmo. Rodzina pokrywa w jakimś stopniu koszt tych środków. Wielokrotnie jest też zmuszona dokupić sporo materiałów medycznych, bo ilość tych refundowanych jest znacznie ograniczona i nie wystarcza na zaopatrzenie chorego. Są to spore koszty w miesięcznym budżecie domowym. Koszty, na które nie każdą rodzinę stać.
Szydło gwarantuje opiekunom ciężko chorego dziecka dostęp do zakładów opiekuńczych. Jeśli rodzic nie da rady, jest wykończony, nie potrafi psychicznie i fizycznie ogarnąć całodobowej opieki, państwo pomoże. Świetnie wyposażone zakłady opiekuńcze dla dzieci będą czekały z utęsknieniem, by przyjąć, pokochać, zapewnić komfortowe warunki bytowe i wspaniałą rehabilitację. Jestem ciekawa, ile takich zakładów jest w Polsce. Jaka jest szansa, że rzeczywiście będą pomagały żyć, a nie wegetować. Ilu potrzeba opiekunów, by każde dziecko w takim zakładzie mogło być traktowane indywidualnie, wspierane. Jak to się przekłada na miłość, poczucie bezradności i ból rodziców, którzy są zmuszeni podjąć taką decyzję. No cóż, pewnie te 4 tysiące zł ma ich sensownie znieczulić uczuciowo i pomóc podjąć właściwą decyzję.
Pochylona z pełną troską nad kobietami i ich chorymi dziećmi, Szydło gwarantuje wsparcie psychologa. Nie wiem, jak to sobie wyobraża, ale psychologów u nas nie ma za wielu. W szpitalach na przykład jest jeden psycholog na ileś tam oddziałów i sam nie wie, w co ręce włożyć, bo po prostu nie wyrabia. Nie jest w stanie obskoczyć każdego pacjenta, który potrzebuje jego pomocy. W poradniach psychologicznych są kolejki, określony czas na jednego pacjenta, długi termin oczekiwania na koleją wizytę. Jak więc mają się te realia do obietnic pani Szydło? Czyżby nagle miał stać się cud i pomoc psychologa stała się ogólnie dostępna, ot tak, wręcz na życzenie?
To nie koniec obietnic rządu. Uwaga, rodzice!!! Rząd da wam prawo aż do 10 dni opieki hospicyjnej dla maluszka, byście mogli w tym czasie odpocząć, przypomnieć sobie, jak wygląda normalne życie czy pozałatwiać ważne sprawy. Ustawa nie precyzuje, czy ten dar jest jednorazowy, czy też może być powtarzany, więc trudno mi się do niego odnieść. Tak sobie myślę, że jednorazowo 10 dni wolnego od ciężko chorego dziecka to naprawdę zbytek łaski. Jeśli dodamy do tego prawo, by poza kolejnością korzystać ze świadczeń zdrowotnych i kupować leki w aptece, jeśli dodamy do tego pomoc władzy w razie problemów mieszkaniowych to jest już powód by nie zastanawiać się i rodzić, rodzić, rodzić.
Cały ten pakiet wsparcia i pomocy przewidziany jest do 18 roku życia, a co potem? Czyżby prezes i spółka uważali, że w tym czasie problem rozwiąże się w sposób naturalny? A co to będzie, gdy ciężko chore dzieci, mocno zdeformowane zrobią na złość i będą żyć dalej? Kto wtedy ulży ich cierpieniu, kto wspomoże ich rodziny, kto da pieniądze na leki, środki opatrunkowe, rehabilitację, wsparcie psychologa? O tym już nie ma ani słowa.
Na koniec trochę danych. Rząd już obliczył, jaki będzie koszt przedsięwzięcia. Szacowane skutki to: w części dotyczącej zwiększenia nakładów na świadczenia opieki zdrowotnej – 50 mln zł, w części dotyczącej instrumentów polityki na rzecz rodziny – 122 mln zł, program „Za życiem” – 300 mln zł. Źródła finansowania: w części dotyczącej świadczeń opieki zdrowotnej – Narodowy Fundusz Zdrowia, w części dotyczącej instrumentów polityki na rzecz rodziny to 70 mln zł z Funduszu Pracy oraz z budżetu państwa 352 mln zł. A może Kościół też coś dorzuci, bo przecież skosi niezłą kasę za chrzciny i pogrzeby?
Tyle ustawa, a ja zastanawiam się nad jednym. Jak mogło dojść do sytuacji, gdy ktoś rości sobie prawo do decydowania za kobiety. Tylko głupek może uważać, że decyzja o aborcji jest jak splunąć, nic nie znacząca, zupełnie nieistotna dla psychiki kobiety. To One muszą żyć z konsekwencjami swojej decyzji. To One wiedzą najlepiej, jaka to trauma, która idzie potem za nim latami. Przypominam sobie słowa kobiety, która zdecydowała się urodzić bardzo zdeformowane dziecko, wiedząc, że po kilku dniach i tak umrze. Zdecydowała się tak postąpić, bo jest osobą głęboko wierzącą. Na pytanie dziennikarki, na ile taka decyzja wiąże się z miłością do dziecka, odpowiedziała, że miłość to też cierpienie. Uśmiechnęła się przy tym, a ja pomyślałam, czy ciężko chore dziecko, trzymane na morfinie, pełne bólu też uśmiechnęłoby się, słysząc, że ma tak cierpieć w imię miłości swojej matki.
Ustawa zapewne wejdzie w życie. Myślę, że kolejnym krokiem będzie wykreślenie z obecnej ustawy aborcyjnej zgody na usunięcie ciąży właśnie z tego powodu. Po co bowiem decydować się na tak drastyczny krok, jak państwo da, państwo pomoże, państwo zabezpieczy? Organizacje pro life nadal będą głosować na PiS, Kościół będzie zbierał pieniądze, a dobro kobiety będzie przekalkulowane na dobre samopoczucie prezesa i spółki. Tylko to się przecież liczy.

Tamara Olszewska
źródło: koduj24.pl

1 listopada 2016

Pamiętajmy o tych co odeszli, inaczej naprawdę będą martwi....

Dzisiaj Dzień Wszystkich Świętych. 
Jutro Zaduszki...
Chwila zadumy nad tajemnicą życia i śmierci..
Nad grobami bliskich, w blasku zniczy wspominamy tych, którzy odeszli w bliżej nieokreślony niebyt, ale którzy ciągle żyją w naszych sercach.
I tak długo będą żyć, jak długo będziemy o nich pamiętać...



Zwykli ludzie odchodzą
cichuteńko.
Na palcach.
Bezszelestnie zamykając 
za sobą drzwi
jakby 
nigdy nie istnieli.

Nie zostawiają
po sobie:
wierszy
obrazów
wynalazków
piosenek
i poematów

Pozostawiają
skromną pamięć
wśród najbliższych.
I tylko 
do następnego 
pokolenia.