27 grudnia 2015

Tylko koni żal…



                       Święta, święta i po świętach. Na krótką chwilę wielka polityka dała maluczkim odetchnąć, chociaż niestrudzona pani premiera nawet w święta pracowała rządowo nad ocieplaniem pisowskiego wizerunku i udzieliła wywiadu TV Trwam, w którym utwierdziła twardy elektorat PiSu o słuszności swoich poczynań. I po raz kolejny na bazie niedomówień, pomówień i złośliwych aluzji mętnie tłumaczyła z pisowskiego na nasze, iż sztandarowe hasło jej partii -  „damy radę” ciągle obowiązuje i obowiązywać będzie, czy to się komuś podoba czy nie. 
                          Jakże łatwo jest dawać sobie radę ze wszystkim, a nawet jeszcze bardziej, gdy ma się głęboko w odwłoku  prawo, konstytucję, opozycję, opinie autorytetów wszelkiego autoramentu i głosy międzynarodowych instytucji, a przede wszystkim polskich obywateli. I tym sposobem Jarosław Kaczyński może wszystko. Teoretycznie, to tylko „prezes”, praktycznie -  święta trójca made in Poland. Bardzo łatwo jest przeforsować każdy, nawet najbardziej idiotyczny projekt mając większość parlamentarną, prezydenta służącego na kolanach przy ołtarzu pisowskiej ideologii oraz rząd posłusznych marionetek. Dzięki prezesowi mamy permanentną obstrukcję parlamentarną w pełnym zakresie polegająca na tym, że wszelkie decyzje i tak zapadają poza siedzibą władzy ustawodawczej. Rzeczywisty ośrodek władzy mieści się za dnia na ul. Nowogrodzkiej w Warszawie, zaś nocą na Żoliborzu, tamże.
                      Trzeba przyznać, że Kaczyński do perfekcji opanował technikę konsolidacji władzy polegającą na dzieleniu. Przede wszystkim ludzi, tych w najbliższym otoczeniu, jak również całej reszty tak zwanych obywateli. Rozdziela funkcje i stanowiska, skąpi pochwał, częściej gani i ustawia po kątach budując jednocześnie wokół siebie szczelny mur, zza którego coraz zachłanniej będzie rządzić twardą ręką bezwzględnego satrapy.
                         Słuchając takiej premiery czy też innych pisowskich geniuszy można odnieść wrażenie, że przez ostatnie 8 lat Polska była okupowana przez bliżej nieskonkretyzowanego wroga i teraz trzeba za wszelką cenę  wyzwolić ją z tego jarzma bez względu na koszty. Prezes i jego sitwa konsekwentnie wmawiali każdemu, że „Polska w ruinie”,  niektórzy w to uwierzyli  i  PiS wygrało wybory, po czym od razu wcieliło ten polityczny slogan w życie, na dobry początek  bez pardonu rujnując Trybunał Konstytucyjny. W kolejce na przemiał już czekają służby cywilne, mundurowe, banki, media etc. 
                      Od chwili ogłoszenia wyborczych wyników Kaczyński uparcie usiłuje wryć Polakom grubym szydłem nienawiści swoją wizję świata, Europy i Polski. Mechanizm tego działania jest tak prosty, jak nie przymierzając konstrukcja cepa. Z jednej strony lawina populistycznych obietnic (od 500+ przez darmowe leki do mieszkań za półdarmo),  wszak „ciemny lud i tak to kupi”, a z drugiej jawne groźby w kierunku „wykształciuchów”, komuchów i złodziei, sianie nienawiści i pogłębianie podziału na lepszy i gorszy sort Polaków.
                        W imię dobra społecznego i porządku publicznego partyjne pługi Kaczyńskiego orzą kraj wzdłuż, w szerz i w poprzek zasłaniając się „legitymacją narodu” zdobytą w ostatnich wyborach. Jeżeli 19% to cały naród, to gratuluję znajomości matematyki.
              Zewsząd  słychać oburzone głosy, że Kaczyński i jego banda są grabarzami demokracji. Owszem są, ale ktoś do cholery dał tym grabarzom łopatę do ręki!  Dokładniej  -  ci wszyscy, którzy nie poszli na wybory, bo im się nie chciało, bo zdezorientowani politycznym bełkotem wyborczych komitetów woleli uniknąć moralnych dylematów na kogo oddać głos, a wreszcie ci, którzy nie wierzą w żadne obietnice, a polityka jako taka  jest dla nich teatrem, w którym trwa spektakl na obelgi, oskarżenia i publiczne pranie brudów. I tym sposobem robi się kwadratura koła, im mniej osób bierze udział w wyborach, tym bardziej wynik jest przypadkowy. Taki przypadek miał właśnie miejsce 25 października, ale cena jaką przychodzi nam za niego zapłacić z każdym dniem jest coraz większa i obłożona wzrastającym z każdą chwilą podatkiem od wolności i niezależności w szerokim ich rozumieniu.
                     Mniejszość uważająca się za absolutną większość wprowadza politykę okładania narodu nahajem  i okiełzania go wędzidłem, ale Polska, to nie Księżyc, który można sobie ukraść. Polacy nie będą tańczyć w rytm rządowego clipu przyklaskując chorym pomysłom prezesa, tak ochoczo realizowanych przez rząd straSzydła i Dudusia (p)rezydenta. To prawda, że jedna trzecia Polaków dała się złapać na lep słodkich obietnic, ale dzisiaj nawet oni zaczynają doszukiwać się w schizofrenicznej ideologii prezesa jakiegoś sensu, drugiego dnia, a co bardziej zdeterminowani nawet geniuszu. Ale facet, który nie podaje ręki, używa wobec współobywateli słowa „zdrajcy”, odgrywa kłamliwe role w kampanii wyborczej, a po wygranej nie uznaje ładu społecznego, to jest za przeproszeniem, co najwyżej przenicowany Che Guevara z lumpexu, a nie żaden geniusz.
                       Obiecywano nam zmianę na lepsze, a mamy systematyczne niszczenie tego, co budowaliśmy przez ostatnich 26 lat. Ulubiona mantra prezesa – „Polska w ruinie” okazała się być nie sloganem, a obietnicą wyborczą, którą Kaczyński na naszych oczach bezwzględnie realizuje. Uzurpowanie sobie prawa do totalnej demolki państwa może mieć tylko jedno zakończenie…
 Nie przystawia się narowistym koniom kaktusa pod ogon! 
i lepiej o tym pamiętać !



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz