Generalnie rzecz
ujmując nie wierzę, że są ludzie, którzy
w nic nie wierzą. Historia ludzkości jednoznacznie wskazuje, że każdy w coś tam
wierzy, ponieważ człowiek z natury rzeczy potrzebuje wiary jako wyznacznika
swoich poczynań, umocnienia światopoglądu, czasami jako usprawiedliwienia albo
do konkretyzacji własnego życia, by nadać mu sens i treść, a nawet pewien koloryt, niekoniecznie w barwach biskupiej
purpury. I tak, jedni wierzą w Boga wyznania dowolnego, drudzy w mamonę i
szczęśliwy los, niektórzy w krasnoludki tudzież Mikołaja, a jeszcze inni w
takiego na przykład IDOLA.
Pół biedy, gdy idolem zostaje piosenkarz, piłkarz czy aktor.
Takie uwielbienie, może co najwyżej skutkować wzrostem sprzedaży płyt, poprawą
kondycji fizycznej czy większą frekwencją w teatrach i kinach, więc jakby nie
patrzeć więcej z tego korzyści niźli strat. Gorzej, gdy na piedestał zostaje wepchnięty
polityczny przywódca, którego poglądy
delikatnie mówiąc szpetnie są radykalne,
a intencje z daleka zalatują smrodkiem hipokryzji. A jeszcze gorzej, gdy taki
przywódca posługując się kłamstwem i manipulacją z wyrachowaniem robi swoim
poplecznikom tak zwaną „wodę z mózgu”. Żerując na ich najniższych instynktach,
podsycając niezdrowe emocje i obiecując raj na ziemi dla wybranych (czyt.
popierających jego idee) doprowadza
ludzi na skraj fanatyzmu, który sam w sobie już jest niebezpieczny.
Prezes
Kaczyński z jednej strony podpierając się religią, z drugiej odwołując się do
najgorszego z możliwych narodowego
nacjonalizmu doprowadził do tego, że spora część społeczeństwa ślepo wierzy w
każde wypuszczone z kaczego dzioba słowo, w każdą sylabę, niemalże w każdy
przecinek. Po wygranych wyborach Prawo i Sprawiedliwość, a zwłaszcza jego
przywódca szybko zrzucili maski łagodnych baranków, przybrane na okoliczność
kampanii i w radosnych podskokach powrócili do pisowskiej retoryki
bezpardonowych ataków, cynicznych niedomówień, idiotycznych wręcz denuncjacji
przypominających jako żywo rozrzucanie gnoju na buraczanym polu. To, co teraz
wyprawia prezes Kaczyński i język jakim się przy tym posługuje tak się ma do wyborczych obietnic,
jak ziarnko piasku do Mont Everestu.
Nawet dysponując nieco przytępionym słuchem
i wzrokiem niezbyt sokolim trudno nie zauważyć ogromu nienawiści, pogardy i
arogancji, z jaką prezes i jego pretorianie wypowiadają się o własnym kraju czy
„ludziach gorszego sortu”. I takie przesłanie idzie prosto w świat, a nawet
dalej. Trafia pod strzechy wyborców PiSu, którzy im więcej prezes zieje nienawiścią,
tym bardziej mu wierzą, coraz chętniej i mocniej opluwając współplemieńców o
innych poglądach czy zapatrywaniach. Co ciekawe, znakomita większość pisowskich
wyborców deklaruje się jako głęboko wierzący i praktykujący katolicy. Nie wiem,
kto im ten katolicyzm wpajał, na jakie kazania chodzili, ale plugawe wyzwiska,
walenie krzyżem po głowie i batożenie różańcem każdego oponenta z wiarą w Boga
i umiłowaniem bliźniego niewiele ma wspólnego.
Kaczyński w zastraszającym
tempie prowadzi do eksterminacji polskiej demokracji, plugawi pamięć narodowych
bohaterów, podżega do nienawiści, a Kościół milczy. Jakoś do tej pory nie
słychać głosu jakiegokolwiek biskupa, który by zaapelował do obecnie rządzących o
zachowanie rozsądku i powstrzymanie się od demolowania kraju.
Pytam się, gdzie są ci wszyscy krzykacze w fioletowych
beretkach, gdzie reszta sukiennej braci, którzy jeszcze kilka tygodni temu
nawoływali z ambon pouczając Polaków na kogo mają głosować
i niemalże namaszczając każdego pisowskiego kandydata?
Milczą, ale jest to
milczenie w pełni wyrachowane, bo w świetle ścisłych powiązań z pisowskimi notablami lepiej póki, co pozostać w cieniu. Kościół lubi karnych poddanych, trzymanych przez
władzę na krótkiej smyczy z mocnym kagańcem założonym
na pysk. A dlaczego lubi? Bo sam może wtedy trzymać władzę za kark i na kolanach! I dlatego Kaczyński wraz z
bandą oszołomów są dla Kościoła, jak „z żurnala mód” wprost na miarę szyci! Jawnie ich „czarni”
nie pochwalą, ale też nie zganią, palcem nie pogrożą, bo w obecnej sytuacji
lepiej jest stać z boku, na wszelki wypadek starannie udając apolityczność i trzymać rękę
na politycznym pulsie wierząc, że kościelne wpływy nic na tym nie stracą.
Pojęcia nie mam w co wierzy
Kaczyński, ale jedno wiem na pewno, że prezesowska wiara w swoją wszechmoc i
bezkarność jest odwrotnie proporcjonalna do jego wzrostu.
"Przeto nie możesz wymówić się od winy, człowiecze, kimkolwiek jesteś,
gdy zabierasz się do sądzenia. W jakiej bowiem sprawie sądzisz drugiego, [w
tej] sam na siebie wydajesz wyrok, bo ty czynisz to samo, co osądzasz. Wiemy zaś, że sąd Boży według
prawdy dosięga tych, którzy się dopuszczają takich czynów."
(NT List do
Rzymian)
Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz