20 grudnia 2015

Konfesja niewiary…



                   Generalnie rzecz ujmując nie wierzę, że są ludzie,  którzy w nic nie wierzą. Historia ludzkości jednoznacznie wskazuje, że każdy w coś tam wierzy, ponieważ człowiek z natury rzeczy potrzebuje wiary jako wyznacznika swoich poczynań, umocnienia światopoglądu, czasami jako usprawiedliwienia albo do konkretyzacji własnego życia, by nadać mu sens i treść, a nawet pewien  koloryt, niekoniecznie w barwach biskupiej purpury. I tak, jedni wierzą w Boga wyznania dowolnego, drudzy w mamonę i szczęśliwy los, niektórzy w krasnoludki tudzież Mikołaja, a jeszcze inni w takiego na przykład IDOLA. 
              Pół biedy, gdy  idolem zostaje piosenkarz, piłkarz czy aktor. Takie uwielbienie, może co najwyżej skutkować wzrostem sprzedaży płyt, poprawą kondycji fizycznej czy większą frekwencją w teatrach i kinach, więc jakby nie patrzeć więcej z tego korzyści niźli strat.  Gorzej, gdy na piedestał zostaje wepchnięty polityczny przywódca, którego poglądy  delikatnie mówiąc  szpetnie są radykalne, a intencje z daleka zalatują smrodkiem hipokryzji. A jeszcze gorzej, gdy taki przywódca posługując się kłamstwem i manipulacją z wyrachowaniem robi swoim poplecznikom tak zwaną „wodę z mózgu”. Żerując na ich najniższych instynktach, podsycając niezdrowe emocje i obiecując raj na ziemi dla wybranych (czyt. popierających jego idee) doprowadza  ludzi na skraj fanatyzmu, który sam w sobie już jest niebezpieczny. 
                  Prezes Kaczyński z jednej strony podpierając się religią, z drugiej odwołując się do najgorszego z możliwych  narodowego nacjonalizmu doprowadził do tego, że spora część społeczeństwa ślepo wierzy w każde wypuszczone z kaczego dzioba słowo, w każdą sylabę, niemalże w każdy przecinek. Po wygranych wyborach Prawo i Sprawiedliwość, a zwłaszcza jego przywódca szybko zrzucili maski łagodnych baranków, przybrane na okoliczność kampanii i w radosnych podskokach powrócili do pisowskiej retoryki bezpardonowych ataków, cynicznych niedomówień, idiotycznych wręcz denuncjacji przypominających jako żywo rozrzucanie gnoju na buraczanym polu. To, co teraz wyprawia prezes Kaczyński i język jakim się przy tym  posługuje tak się ma do wyborczych obietnic, jak ziarnko piasku do Mont Everestu. 
             Nawet dysponując nieco przytępionym słuchem i wzrokiem niezbyt sokolim trudno nie zauważyć ogromu nienawiści, pogardy i arogancji, z jaką prezes i jego pretorianie wypowiadają się o własnym kraju czy „ludziach gorszego sortu”. I takie przesłanie idzie prosto w świat, a nawet dalej. Trafia pod strzechy wyborców PiSu, którzy im więcej prezes zieje nienawiścią, tym bardziej mu wierzą, coraz chętniej i mocniej opluwając współplemieńców o innych poglądach czy zapatrywaniach. Co ciekawe, znakomita większość pisowskich wyborców deklaruje się jako głęboko wierzący i praktykujący katolicy. Nie wiem, kto im ten katolicyzm wpajał, na jakie kazania chodzili, ale plugawe wyzwiska, walenie krzyżem po głowie i batożenie różańcem każdego oponenta z wiarą w Boga i umiłowaniem bliźniego niewiele ma wspólnego. 
            Kaczyński w zastraszającym tempie prowadzi do eksterminacji polskiej demokracji, plugawi pamięć narodowych bohaterów, podżega do nienawiści, a Kościół milczy. Jakoś do tej pory nie słychać głosu jakiegokolwiek biskupa, który by zaapelował do obecnie rządzących o zachowanie rozsądku i powstrzymanie się od demolowania kraju. 
      Pytam się, gdzie  są ci wszyscy krzykacze w fioletowych beretkach, gdzie reszta sukiennej braci, którzy jeszcze kilka tygodni temu nawoływali z ambon pouczając Polaków na kogo mają głosować i niemalże namaszczając każdego pisowskiego kandydata? 
               Milczą, ale jest to milczenie w pełni wyrachowane, bo w świetle ścisłych powiązań z pisowskimi notablami lepiej póki, co pozostać w cieniu. Kościół lubi karnych poddanych, trzymanych przez władzę na krótkiej smyczy  z mocnym kagańcem założonym na pysk. A dlaczego lubi? Bo sam może wtedy trzymać  władzę za kark i na kolanach! I dlatego Kaczyński wraz z bandą oszołomów są dla Kościoła, jak  „z żurnala mód” wprost na miarę szyci! Jawnie ich „czarni” nie pochwalą, ale też nie zganią, palcem nie pogrożą, bo w obecnej sytuacji lepiej jest stać z boku, na wszelki wypadek  starannie udając apolityczność i trzymać rękę na politycznym pulsie wierząc, że kościelne wpływy nic na tym nie stracą.
                Pojęcia nie mam w co wierzy Kaczyński, ale jedno wiem na pewno, że prezesowska wiara w swoją wszechmoc i bezkarność jest odwrotnie proporcjonalna do jego wzrostu. 

"Przeto nie możesz wymówić się od winy, człowiecze, kimkolwiek jesteś, gdy zabierasz się do sądzenia. W jakiej bowiem sprawie sądzisz drugiego, [w tej] sam na siebie wydajesz wyrok, bo ty czynisz to samo, co osądzasz. Wiemy zaś, że sąd Boży według prawdy dosięga tych, którzy się dopuszczają takich czynów."
(NT List do Rzymian)

Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz