- Wszystkiego dobrego po świętach! Tylko, błagam nie proponuj
mi niczego do jedzenia! – Matylda znacząco poklepała się po płaskim brzuchu –
lekko licząc przytyłam ze dwa kilo!
- wcale nie zamierzam szaleć z gościnnością. Poza tym
niewiele mam w lodówce, ale herbaty ci u mnie dostatek – odpowiedziałam zgodnie
z prawdą
- oprotestowałaś święta? – spytała zaskoczona
- raczej urzeczywistniłam chrześcijańską zasadę umiarkowania
w jedzeniu i piciu. Jedzenia było akurat, a picia jeszcze mniej – wzruszyłam
ramionami – dzięki temu okiełznałam pokusy, uniknęłam zgag, wzdęć i zaparć, że
o dodatkowych kilogramach nie wspomnę
- a nie głupio ci było siedzieć przy ubożuchnie zastawionym
stole? – spytała zjadliwie – tradycja swoje prawa ma…
- mój portfel też rządzi się swoimi prawami, a jakoś żadna
tradycja nie chce zwiększyć jego objętości! – z trudem ukrywałam irytację –
ubożuchno wcale nie było, wręcz przeciwnie, tyle ile trzeba żeby nic na
zmarnowanie nie poszło!
- w prezentach też
byłaś taka oszczędna? – zjadliwość Matyldy poszybowała dwa oczka wyżej
- raczej praktycznie rozsądna. Na drogie, a tym bardziej niepraktyczne prezenty mnie nie stać
- raz w roku można poszaleć! Ja poszalałam… - Matylda
popatrzyła na mnie z wyższością
- ty możesz być rozrzutna, ja muszę oszczędzać na nowe
biodro! – popatrzyłam na nią znacząco – i trzecie zęby, bo licznik nijak nie chce
mi być do tyłu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz