4 kwietnia 2016

Znalezione w sieci...

Przeciw biskupom. W obronie człowieczeństwa kobiet.

 Magdalena Środa

 

            Już nie chodzi o zdrowie czy prawo do decydowania o własnym macierzyństwie. Chodzi o sprawy fundamentalne, chodzi o człowieczeństwo i demokrację. O to, czy kobieta jest jeszcze w Polsce człowiekiem czy jedynie narzędziem do rodzenia, niewolnikiem, obywatelką podrzędnej kategorii. Chodzi też o to, czy żyjemy i będziemy żyć w kraju demokratycznym czy w państwie fundamentalistycznym, w jakiejś „nowoczesnej” formie teokracji?Trzeba pamiętać, że całkowity zakaz aborcji, jaki zamierza wprowadzić obecna władza, obowiązywał w krajach totalitarnych (faszystowskie Niemcy, stalinowska Rosja, reżim Ceausescu w Rumunii) i obowiązuje w krajach islamskich.
            Projekt nowej ustawy antyaborcyjnej wskazuje na to, że władza „duchowa” (bo ta jest w Polsce najważniejsza) i polityczna chce sprowadzić kobietę do roli prokreacyjno-domowej. Próbowano to zrobić przez wiele lat; doprowadzono do ustawy uznawanej przez wielu za kompromis, choć warto przypomnieć, że w Polsce „kompromisem nazywało się to, czego biskupi nie potępiali z ambon” (jak powiedział przed laty Adam Szostkiewicz).         
             Czas „kompromisów” się jednak skończył. Dziś pełnia władzy jest w rękach mężczyzn w sukienkach, którzy nigdy nie rodzili, nie wychowywali, którzy nie wiedzą co to miłość, bezradność i cierpienie. Nie znają litości, znają abstrakcyjne zasady. Zasady nader zresztą wybiórcze. Biskupi nie chronią każdego życia, nie są pacyfistami, nie walczą o pokój, żaden z nich nie skrytykował (chociażby) Maciarewicza, który rozkręca w Polsce militarną atmosferę wśród młodych ludzi. Co jest groźne. 
         Biskupi nie chodzą po sierocińcach, nie walczą o pieniądze dla porzucanych czy chorych dzieci, nie odwiedzają sierocińców, nie zajmują się samotnymi matkami, nie pomagają dzieciom niepełnosprawnym. Życie narodzone obchodzi ich o tyle o ile wypełnia kościoły i daje na tacę. Biskupów interesuje władza. A kto ma władzę nad rozrodczością ma rzeczywistą władzę. Kto potrafi zniewolić połowę społeczeństwa ten może bezkarnie narzucać kolejne reguły swojej gry. A nie jest to gra o życie nienarodzonych, to prawdziwa gra o dominację. Jeśli ustawa przejdzie, Polki staną się obywatelkami gorszej kategorii (gorszy sort gorszego sortu) a Polska będzie jedynym w Europie (i jednym z nielicznych na świecie, poza islamem) krajem, gdzie wola hierarchów znaczy więcej niż prawo do równego traktowania dla każdej istoty ludzkiej. 
            Prawo do aborcji ma bowiem znaczenie symboliczne. Nie jest to prawo, które związane jest z jakąkolwiek koniecznością. Wbrew opiniom konserwatystów kobiety nie zachodzą w ciążę po to by dokonać aborcji. Prawo do aborcji jest jedynie możliwością, otwartą w momentach, gdy nie ma innego wyjścia. Gdy na szali jest zdrowie kobiet, ich życie, jego projekt. 
              Prawo do aborcji pokazuje, że kobiety traktuje się jako pełnoprawne istoty, które mogą decydować o sobie, które są autonomiczne i świadome. Których życie i wolność są równie cenne jak życie i wolność mężczyzn. Zakaz aborcji jest manifestacją podrzędnego, infantylnego, instrumentalnego traktowania kobiet. I to tylko pewnej grupy. Kobiet najbiedniejszych, bezradnych. Bo zakaz prawa do aborcji jest jednym z najbardziej hipokrytycznych zakazów. Każdy, kto mam dostęp do internetu, edukacji seksualnej, do środków antykoncepcyjnych, kogo stać na wyjazd za granicę, spokojnie go ominie. Zakaz dotknie kobiety biedne, wykluczone z powodów ekonomicznych i społecznych.

                     Nikt mi nie powie, że intencją tych, którzy zamierzają zakazać aborcji jest nadzwyczajna wrażliwość wobec życia słabszych. Otaczają nas setki żyć, których kruchość, bieda, zaniedbanie domaga się opieki i wsparcia. Mało kto się tym zajmuje. To bardzo dziwne, że biskupi zza szyb swoich limuzyn i apartamentów otoczonych murami, czują wzmożoną empatię właśnie do zarodków, choć nie czują jej wobec kobiet zgwałconych, samotnie wychowujących chore dzieci, wobec dzieci, które przyszły na świat niechciane i które nie są kochane. Zapewne nie chodzi o empatię, nie chodzi o miłość, o caritas, nie chodzi o cierpienie. Chodzi o władzę. 
Jak zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz