Przeciw biskupom. W obronie człowieczeństwa kobiet.
Magdalena Środa
Już nie
chodzi o zdrowie czy prawo do decydowania o własnym macierzyństwie. Chodzi o
sprawy fundamentalne, chodzi o człowieczeństwo i demokrację. O to, czy kobieta
jest jeszcze w Polsce człowiekiem czy jedynie narzędziem do rodzenia,
niewolnikiem, obywatelką podrzędnej kategorii. Chodzi też o to, czy żyjemy i
będziemy żyć w kraju demokratycznym czy w państwie fundamentalistycznym, w
jakiejś „nowoczesnej” formie teokracji?Trzeba
pamiętać, że całkowity zakaz aborcji, jaki zamierza wprowadzić obecna władza,
obowiązywał w krajach totalitarnych (faszystowskie Niemcy, stalinowska Rosja,
reżim Ceausescu w Rumunii) i obowiązuje w krajach islamskich.
Projekt nowej ustawy antyaborcyjnej wskazuje na to, że władza „duchowa” (bo ta
jest w Polsce najważniejsza) i polityczna chce sprowadzić kobietę do roli
prokreacyjno-domowej. Próbowano to zrobić przez wiele lat; doprowadzono do
ustawy uznawanej przez wielu za kompromis, choć warto przypomnieć, że w Polsce
„kompromisem nazywało się to, czego biskupi nie potępiali z ambon” (jak
powiedział przed laty Adam
Szostkiewicz).
Czas „kompromisów” się jednak skończył. Dziś pełnia władzy jest w rękach
mężczyzn w sukienkach, którzy nigdy nie rodzili, nie wychowywali, którzy nie
wiedzą co to miłość, bezradność i cierpienie. Nie znają litości, znają
abstrakcyjne zasady. Zasady nader zresztą wybiórcze. Biskupi nie chronią
każdego życia, nie są pacyfistami, nie walczą o pokój, żaden z nich nie
skrytykował (chociażby) Maciarewicza, który rozkręca w Polsce militarną
atmosferę wśród młodych ludzi. Co jest groźne.
Biskupi nie chodzą po
sierocińcach, nie walczą o pieniądze dla porzucanych czy chorych dzieci, nie
odwiedzają sierocińców, nie zajmują się samotnymi matkami, nie pomagają
dzieciom niepełnosprawnym. Życie narodzone obchodzi ich o tyle o ile wypełnia
kościoły i daje na tacę. Biskupów interesuje władza. A kto ma władzę nad
rozrodczością ma rzeczywistą władzę. Kto potrafi zniewolić połowę społeczeństwa
ten może bezkarnie narzucać kolejne reguły swojej gry. A nie jest to gra o
życie nienarodzonych, to prawdziwa gra o dominację. Jeśli ustawa przejdzie,
Polki staną się obywatelkami gorszej kategorii (gorszy sort gorszego sortu) a
Polska będzie jedynym w Europie (i jednym z nielicznych na świecie, poza
islamem) krajem, gdzie wola hierarchów znaczy więcej niż prawo do równego
traktowania dla każdej istoty ludzkiej.
Prawo do aborcji ma bowiem znaczenie symboliczne. Nie
jest to prawo, które związane jest z jakąkolwiek koniecznością. Wbrew opiniom
konserwatystów kobiety nie zachodzą w ciążę po to by dokonać aborcji. Prawo do
aborcji jest jedynie możliwością, otwartą w momentach, gdy nie ma innego
wyjścia. Gdy na szali jest zdrowie kobiet, ich życie, jego projekt.
Prawo do aborcji pokazuje, że kobiety traktuje się jako pełnoprawne istoty,
które mogą decydować o sobie, które są autonomiczne i świadome. Których życie i
wolność są równie cenne jak życie i wolność mężczyzn. Zakaz aborcji jest
manifestacją podrzędnego, infantylnego, instrumentalnego traktowania kobiet. I
to tylko pewnej grupy. Kobiet najbiedniejszych, bezradnych. Bo zakaz prawa do
aborcji jest jednym z najbardziej hipokrytycznych zakazów. Każdy, kto mam
dostęp do internetu, edukacji seksualnej, do środków antykoncepcyjnych, kogo
stać na wyjazd za granicę, spokojnie go ominie. Zakaz dotknie kobiety biedne,
wykluczone z powodów ekonomicznych i społecznych.
Nikt mi nie powie, że intencją tych, którzy zamierzają zakazać aborcji jest nadzwyczajna wrażliwość wobec życia słabszych. Otaczają nas setki żyć, których kruchość, bieda, zaniedbanie domaga się opieki i wsparcia. Mało kto się tym zajmuje. To bardzo dziwne, że biskupi zza szyb swoich limuzyn i apartamentów otoczonych murami, czują wzmożoną empatię właśnie do zarodków, choć nie czują jej wobec kobiet zgwałconych, samotnie wychowujących chore dzieci, wobec dzieci, które przyszły na świat niechciane i które nie są kochane. Zapewne nie chodzi o empatię, nie chodzi o miłość, o caritas, nie chodzi o cierpienie. Chodzi o władzę.
Nikt mi nie powie, że intencją tych, którzy zamierzają zakazać aborcji jest nadzwyczajna wrażliwość wobec życia słabszych. Otaczają nas setki żyć, których kruchość, bieda, zaniedbanie domaga się opieki i wsparcia. Mało kto się tym zajmuje. To bardzo dziwne, że biskupi zza szyb swoich limuzyn i apartamentów otoczonych murami, czują wzmożoną empatię właśnie do zarodków, choć nie czują jej wobec kobiet zgwałconych, samotnie wychowujących chore dzieci, wobec dzieci, które przyszły na świat niechciane i które nie są kochane. Zapewne nie chodzi o empatię, nie chodzi o miłość, o caritas, nie chodzi o cierpienie. Chodzi o władzę.
Jak zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz