Liście kolorowo spadają z drzew, słupki rtęci uparcie
lecą w dół, a poziom malkontenctwa zdecydowanie wzrasta. Polacy już tak mają,
że kochają narzekać, zwłaszcza jesienią. Na rząd, politykę, pogodę, służbę
zdrowia, młodzież i siebie nawzajem. Na proste pytanie: „co u ciebie słychać?”
95% naszego społeczeństwa odpowie: stara
bieda, oj kiepsko, gorzej być nie mogło!
Należę do tych nielicznych, którzy w takich razach w miejsce „starej biedy” ochoczo
wstawiają optymistyczny „stary dobrobyt”, ale
z reguły moja wypowiedź zbywana
jest albo lekceważącym machnięciem ręki,
albo niechętnym wzruszeniem ramion, nierzadko dyskretnym puknięciem w czoło.
Bo ludzie kochają swoje traumy, kłopoty i
nieszczęścia. Uwielbiają o nich opowiadać przy każdej okazji, bez okazji z
resztą też, i to każdemu kto im się pod rękę nawinie, zwykle wyolbrzymiając
byle drobiazg do rangi katastrofy. Obowiązkowo z cierpiętniczą miną i grobowym
głosem oraz lepką żałością kapiącą z
każdego słowa. Z lubością opowiadają o prześladującym ich pechu, obnoszą się z nim, jak z trofeum,
bezwiednie wkładając na głowę cierniową koronę klęsk rzeczywistych i urojonych.
Traktują tego pecha, jak najważniejszą cechę charakteru, niemalże część siebie,
a potem mają pretensje do losu, ludzi czy Opatrzności, że ich życie wygląda,
jak wygląda. Szaro, nędznie i byle jako. No, ale jeżeli dla kogoś treścią i
sensem jego życia jest pech i wszelkie
możliwie nieszczęścia, to co się dziwić, że wszelka pomyślność od nich ucieka?
Jak w ogóle można oczekiwać radości i szczęścia, gdy ciągle gloryfikuje się
pecha ?! Zamiast przesadzać z klęskami
spróbujmy choć raz wyolbrzymić szczęście! Małe, drobne, byle jakie, ale
szczęście!
Szczęśliwy. Zdrobniale, to będzie - siusiam
śliweczki! I dobrze! Zawsze to lepiej siusiać ze szczęścia niż zalewać się
łzami z powodu jakże często wydumanych „kataklizmów”…
Zamiast prognozować kolejne biedy i
niefarty, zamiast z upodobaniem kręcić bicz boży z „na zaś” przewidywanych
kłopotów, czy nie lepiej cieszyć się z orgii jesiennych barw, jakich nie skąpi
nam natura? Ze słońca wesoło baraszkującego z obłokami na niebie? Tak pięknie i
kolorowo jest tylko w październiku, a każdy mijający dzień przybliża nas przecież
do wiosny. Za chwilę będzie można pospać godzinę dłużej i ani się człek
obejrzy, a przyjdzie Boże Narodzenie dziarsko popychane przez Nowy Rok w
kierunku żółto-zielonej Wielkanocy. Powody do radości można znaleźć dosłownie wszędzie!
O! proszę! Prawie nic mnie dzisiaj nie boli, w tym tygodniu tylko dwa razy
zaliczyłam „glebę”, wczoraj skutecznie przyczyniłam się do wzrostu utargu na
targu, a na obiad mam same pyszności i sernik na deser. Oraz nowe buty i
jeszcze nowszą książkę. Są powody do
radości? Są!
Dawno, dawno temu Wojciech Skowroński
śpiewał, że „On, to się cieszy byle czym” i może warto wziąć sobie te słowa do
serca? Czasami życie mści się na
człowieku dając mu to, czego pragnie, więc drodzy pechowcy , fataliści i dyżurni
narzekacze - nie wywołujcie zawczasu złego wilka z lasu, bo co najmniej połowa
waszych zmartwień dotyczy spraw, które i tak nigdy się wam nie przydarzą :-)
Szukajmy radości w drobiazgach dnia codziennego, a kłopoty (gdy przyjdzie na
nie pora) i tak znajdą nas same….
Uśmiech, to taka krzywa, która wszystko prostuje, a radość nie jest towarem reglamentowanym dostępnym tylko wybranym!
Uśmiech, to taka krzywa, która wszystko prostuje, a radość nie jest towarem reglamentowanym dostępnym tylko wybranym!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz