1 września 2014

Wyszło szydło z oczodołu...





      Jak co roku zostałam uprzejmie ale stanowczo pogoniona na badania okresowe, bo jako osoba legitymująca się orzeczeniem o niepełnosprawności w stopniu umiarkowanym muszę circa, co 12 miesięcy przekładać szefostwu odpowiednie flepy stanowiące podstawę do dalszego zatrudnienia z należnymi szykanami. W mojej firmie szykanowanie niepełnosprawnych
( zgodnie z odpowiednią ustawą) polega na tym, że pracują o godzinę krócej, mają dodatkowe 15 minut przerwy i muszą mieć stanowisko pracy dostosowane do swojej niepełnosprawności. Akurat w moim przypadku prawie wszystkie symbole ON mają zastosowanie ale nasza pani doktor od medycyny pracy poszła mi na rękę i zawęziła badania tylko do 05-R,10-N, 11-I i 04-O na resztę moich jednostek chorobowych z lekceważeniem machając ręką. Pierdołami typu zaszpuntowane tętniaki czy okresowe  neuropatie żadna z nas nie zamierzała zawracać sobie głowy. Gustowna fotografia podstawowego organu układu oddechowego nie straciła jeszcze na ważności, więc przynajmniej to miałam z głowy. Neurologa załatwiłam ekspresowym mimochodem miedzy reumatologiem, a neurochirurgiem i endokrynologiem. Trochę nabruździł mi hematolog i w jego wypracowaniu pt. „Zaświadczenie lekarskie”  musiałam nanieść odpowiednie poprawki eliminując pierwsze dwie cyferki z długiego ciągu moich leukocytów, które najwyraźniej poczuły jesień i za bardzo skoczyły w górę. Poszło szybko jak po jeżu.
Do załatwienia został tylko okulista, co uważałam za zwykłą formalność, bo w moim wieku okulary do dali są rzeczą jakby całkiem oczywistą i jak najbardziej na miejscu.
Zakładałam, że ilość dioptrii od ostatniego badania nie uległa zmianie i obecnie noszone bryle spokojnie posłużą mi do następnych badań okresowych. I oczywiście po raz kolejny przekonałam się, że założyć to ja sobie mogę  gacie na tyłek, a nie bawić się w medycznego wróżbitę. Niejaki Bartosz w randze lekarza okulisty dopatrzył się w głębinie ócz mych przepastnych  jakiejś nieprawidłowości znacznie poważniejszej niż kurza ślepota, astygmatyzm i jaskra razem wzięte i zalecił w trybie bardziej niż pilnym używanie szkieł progresywno – jakiś tam.
Trzeba, to trzeba nosiła będę, wszak ze mną jak z dzieckiem – za rękę do knajpy i słowa nie powiem! Grzeczna jestem, spolegliwa i z oczywistymi oczywistościami nie dyskutuje. Wcale. Tylko czasami. Wsadziłam receptę do torebki i oczywiście natychmiast o niej zapomniałam. Zadowolona jak prosiątko w deszcz przedstawiłam doktor B. wymagane badania żeby czym prędzej swoim autografem potwierdziła moją przydatność do pracy na stanowisku starszego referenta od wszystkiego, bo szefowa nosem coś za bardzo kręci i trochę się czepia. Doktor B. jest ludzki człowiek i nikomu pod górę robić nie zamierza ale warunki postawiła:
- podpiszę, podpiszę ale najpierw obiecasz mi, że przez najbliższe pół roku szlag cię nie trafi, bo i tak wiem, że coś tu na ściemniałaś, a po drugie – gdzie masz nowe okulary?! Bez nich nie możesz pracować siedmiu godzin przy komputerze. W ogóle bez nich nie wolno ci nawet spojrzeć w kierunku monitora!
Obiecałam, co chciała i przyrzekłam, że nowe okulary niebawem na moim nosie zobaczy.
Jeszcze tego samego dnia poszłam do optyka, wybrałam oprawki w miarę tanie i mało ekscentryczne i zapytałam ile ta przyjemność będzie mnie kosztować. Optyczna panienka szybciutko policzyła, że razem ze zniżką wybulę jedynie coś ponad siedemset złoty. Słuchałam jej jak świnia grzmotu z wybałuszonymi oczami!
- ile? – byłam pewna, że się przesłyszałam.
- oprawka 168 zł plus szkła ze zniżką po 295 zł każde, razem 758 zł – jednak się nie przesłyszałam - przepraszam bardzo, a czy te szkła to z kryształu robione czy jak? Tańszych nie ma?
- są ale pani ma taką bardzo dziwną  wadę wzroku, że inne być nie mogą…- pani optyk popatrzyła na mnie ze współczuciem i poradziła życzliwie:
 – może pani  zwrócić się o częściową refundację do NFZ-tu..
- jasne! i zrefundują mi całe 7 złoty na każde szkło, zaoszczędzę krocie i z tej radości pójdę się upić! Jak raz, na dwa piwa wystarczy…
Na samą myśl o papierologii  NFZ  zrobiło mi się nie dobrze. Mojej karcie kredytowej tym bardziej, kiedy musiała ulać z konta kilkaset złoty, bo jej właścicielce zachciało się być niepełnosprawną inaczej. Szlag by to trafił i porządnie wymiąchał!







1 komentarz:

  1. Kupię Ci lupę chcesz? Żeby chorować to trzeba mieć zdrowie.B.

    OdpowiedzUsuń