Moja Droga P.!
Niedawno robiłam porządek w korespondencji i wpadła mi w
ręce świąteczna kartka od Ciebie, w której życzysz mi „odkrycia na nowo
wartości przyjaźni”.
A czymże jest przyjaźń? Niewątpliwie wartością samą w sobie, ale cholernie trudną
do zdefiniowania. I podobnie jak wiele innych wartości obecnie mocno
zdewaluowaną. Kurs przyjaźni na giełdzie naszego życia spadł poniżej wszelkich
indeksów i pełza gdzieś w okolicach niezbyt czystego parkietu, na którym wala
się małostkowość, egoizm i prywata. Arystoteles twierdził, że są różne rodzaje
przyjaźni – idealna, a więc z założenia niemożliwa w realizacji oraz takie,
które mają spełniać określony cel, na przykład użyteczne bądź też dostarczające
przyjemności. Pytanie - dla kogo? Dla tego, który obdarza nas przyjaźnią, czy
dla nas, którzy obdarzamy? Teoretycznie powinno to działać w takim samym
stopniu i w obie strony, niestety w
praktyce wygląda to zgoła inaczej.
Wielu osobom
„przyjaźń” innych ludzi potrzebna jest
li tylko po to, żeby poczucie własnej wartości usadowić na mocnych podstawach,
z których mogą czerpać samozadowolenie i karmić swoje, wiecznie głodne poklasku
ego oraz żerować na innych dla własnych korzyści, nie tylko duchowych, ale i
materialnych. A kiedy taki „przyjaciel” zostanie już wyssany do cna, albo co
gorsza nie pozwoli się wykorzystywać bez końca, bez pardonu jest odrzucany i skreślony,
a jego miejsce zajmuje kolejny pozorant szumnie nazywany „przyjacielem”.
Znam takich ludzi i ty też znasz…
Znam też ludzi, którzy słowem „przyjaciel” szafują bez
opamiętania nazywając tym mianem każdego, kto z takich czy innych względów
obdarza ich życzliwością, sympatią lubo też podobnym afektem. Tacy ludzie
niczym wytrawni kolekcjonerzy zbierają „przyjaciół” gromadząc wokół siebie oddaną
świtę, której jedynym zadaniem jest utwierdzanie ich we własnej doskonałości.
Ale niech no tylko ktoś ośmieli się mieć inne zdanie, pozwoli sobie na słowa życzliwej krytyki, taki ktoś od razu
zostaje skazany na banicję żeby nie powiedzieć całkowite wykluczenie z kręgu
„wiernych przyjaciół”. Napiętnowany i wzgardzony, bo wyłamał się z chóru
bezkrytycznych pochlebców.
Znam takich ludzi i ty też znasz…
Spotkałam ludzi, którzy dla połechtania własnej próżności
gotowi są za wszelką cenę „zaprzyjaźnić” się z każdym, kto w taki czy inny
sposób wyróżnia się z tłumu, zdobył taką czy inną sławę, uznanie albo pozycję,
i nie ważne jakim kosztem. Nie bacząc na nic wokół, prą do zawarcia takiej
„przyjaźni” zasypując swojego idola wyrazami uwielbienia, zachwytu (niekoniecznie szczerego) często, gęsto
popartego wymiernymi korzyściami materialnymi w postaci różnorakich prezentów,
przysług, usług etc. A robią to tylko po
to, żeby móc publicznie chwalić się ową „przyjaźnią”, a tym samym
dowartościować swoją, z reguły szarą i nijaką egzystencję i ogrzać się blaskiem
chwały otaczającej „przyjaciela”.
Znam takich ludzi i ty też znasz…
Czy można nazwać przyjacielem kogoś, kto wszem i wobec
głosząc hasła równości i braterstwa, życzliwości i szacunku jednocześnie za
plecami jednych przyjaciół obdarza szczególnymi względami innych? I robi to w
tajemnicy żeby nie stracić w oczach tych drugich? Co to za „przyjaciel”, który
dla własnych korzyści bez mrugnięcia okiem manipuluje uczuciami swoich oddanych amigo? Czy
można nazwać przyjacielem kogoś, kto w dowód ogromnego zaufania do ciebie
obgaduje znane ci osoby, w pozornej trosce o ich dobro? I w niczym mu to nie
przeszkadza, by za chwilę obdarzyć podobnym zaufaniem innego „przyjaciela”, z
którym tym razem szczegółowo omówi twoje wady i przywary, starannie pomijając
zalety? Co to za „przyjaciel”, któremu można tylko schlebiać, a który w zamian
nie szczędzi ci słów krytyki wypowiadanych za twoimi plecami?
Znam takich ludzi i ty ich znasz…
Czy można nazwać przyjacielem kogoś, kto pamięta o tobie
tylko wtedy, gdy jesteś mu potrzebna? Kto
tylko bierze pełnymi garściami, a w rewanżu funduje ci emocjonalne huśtawki i poczucie
niepewności ? Kto oczekuje od ciebie ciągłej gotowości do świadczenia mu
pomocy, obojętnie w jakiej formie, ale twoje problemy nic go nie obchodzą? Kto
w chwilach życiowych zawirowań bezbłędnie znajduje drogę do ciebie, ale kiedy
zawirowania ustają natychmiast o tobie zapomina i skreśla z listy znajomych?
Znam takich ludzi i ty na pewno też znasz..
Tak sobie myślę, że ludzie chyba zbyt często mylą zażyłość z
przyjaźnią. Przyjaźni, tak na prawdę nie można zdefiniować. Każdy postrzega ją
inaczej i ma wobec niej zupełnie inne oczekiwania. Już w samym słowie przyjaźń
zawarty jest taki ładunek uczuć i
emocji, że ma ono dla mnie dużo większą wartość niż wyświechtane słowo -
miłość. Można kogoś kochać, ale niekoniecznie przyjaźnić się z nim i można
darzyć kogoś przyjaźnią bez miłosnej otoczki. Wszak istnieją „szorstkie
przyjaźnie” pozbawione sentymentu, a mimo to trwałe i mocne. Przyjaźń, to dla
mnie przede wszystkim szacunek, szczerość i lojalność bez zatracenia samego siebie, bez kadzenia,
ciągłego poklepywania po ramieniu i zbędnych manifestacji. I jeszcze wiara. Wiara w drugiego człowieka,
który jest mi przyjacielem. Dla którego mogę zrobić może nie wszystko, ale na pewno wiele, i który doskonale wie, że w każdej
chwili może na mnie liczyć.
Przyjaźń wymaga czasu. Nie wierzę w „przyjaźń” od pierwszego
wejrzenia, spotkania, czy rozmowy, chociaż i taką próbowano mi zaoferować
wikłając w sieć różnych, ponoć „przyjacielskich”, ale nad wyraz dziwnie zobowiązujących
poczynań. Wiele osób, które darzyłam ogromną sympatią i życzliwością, ocierającą
się niemalże o granice przyjaźni w krótkim czasie boleśnie sprowadziły mnie na
ziemię, dając gorzką lekcję zawiedzionego zaufania, fałszu i obłudy. Mimo
wszystko wierzę w przyjaźń. Przyjaciół też mam. Niewielu, ale sprawdzonych.
Dokładnie trzech, a wliczając męża - czterech. I wiem, że w sytuacji dla mnie
trudnej, zawikłanej, czy tragicznej najpierw opracują plan pomocy i wsparcia, a
dopiero potem będą zadawać pytania bez oceniania mojej skromnej osoby. Mam tę pewność, że kiedy upadnę podadzą mi
rękę i pomogą wstać. I vice versa, z resztą.
A ty, Moja Droga P.? Ilu masz przyjaciół, do których możesz
zadzwonić w środku nocy z prośbą o pomoc albo żeby tylko wypłakać się w
słuchawkę? Ilu dzwoni do ciebie? Czy
masz choć jedną osobę, której bez wahania powierzysz swoją tajemnicę,
niewygodne sekrety, rozterki i obawy? Na kogo możesz liczyć bez względu na
wszystko?
A kto może liczyć na ciebie?
Podoba mi się, tez nie lubię jak ktoś mi kadzi i widzę, że to fałszywe. Na szczęście, mam takie osoby koło siebie, które są szczere:))
OdpowiedzUsuńI obyś tylko takich ludzi spotykała na swojej drodze!
OdpowiedzUsuń