19 maja 2015

O przyjaźni słów kilka...



Moja Droga P.!
                       Niedawno robiłam porządek w korespondencji i wpadła mi w ręce świąteczna kartka od Ciebie, w której życzysz mi „odkrycia na nowo wartości przyjaźni”. 
A czymże jest przyjaźń? Niewątpliwie  wartością samą w sobie, ale cholernie trudną do zdefiniowania. I podobnie jak wiele innych wartości obecnie mocno zdewaluowaną. Kurs przyjaźni na giełdzie naszego życia spadł poniżej wszelkich indeksów i pełza gdzieś w okolicach niezbyt czystego parkietu, na którym wala się małostkowość, egoizm i prywata. Arystoteles twierdził, że są różne rodzaje przyjaźni – idealna, a więc z założenia niemożliwa w realizacji oraz takie, które mają spełniać określony cel, na przykład użyteczne bądź też dostarczające przyjemności. Pytanie - dla kogo? Dla tego, który obdarza nas przyjaźnią, czy dla nas, którzy obdarzamy? Teoretycznie powinno to działać w takim samym stopniu  i w obie strony, niestety w praktyce wygląda to zgoła inaczej.
                     Wielu osobom „przyjaźń” innych ludzi  potrzebna jest li tylko po to, żeby poczucie własnej wartości usadowić na mocnych podstawach, z których mogą czerpać samozadowolenie i karmić swoje, wiecznie głodne poklasku ego oraz żerować na innych dla własnych korzyści, nie tylko duchowych, ale i materialnych. A kiedy taki „przyjaciel” zostanie już wyssany do cna, albo co gorsza nie pozwoli się wykorzystywać bez końca, bez pardonu jest odrzucany i skreślony, a jego miejsce zajmuje kolejny pozorant szumnie nazywany „przyjacielem”.
Znam takich ludzi i ty też znasz…
                     Znam też ludzi, którzy słowem „przyjaciel” szafują bez opamiętania nazywając tym mianem każdego, kto z takich czy innych względów obdarza ich życzliwością, sympatią lubo też podobnym afektem. Tacy ludzie niczym wytrawni kolekcjonerzy zbierają „przyjaciół” gromadząc wokół siebie oddaną świtę, której jedynym zadaniem jest utwierdzanie ich we własnej doskonałości. Ale niech no tylko ktoś ośmieli się mieć inne zdanie, pozwoli sobie na  słowa życzliwej krytyki, taki ktoś od razu zostaje skazany na banicję żeby nie powiedzieć całkowite wykluczenie z kręgu „wiernych przyjaciół”. Napiętnowany i wzgardzony, bo wyłamał się z chóru bezkrytycznych pochlebców.
Znam takich ludzi i ty też znasz…
               Spotkałam ludzi, którzy dla połechtania własnej próżności gotowi są za wszelką cenę „zaprzyjaźnić” się z każdym, kto w taki czy inny sposób wyróżnia się z tłumu, zdobył taką czy inną sławę, uznanie albo pozycję, i nie ważne jakim kosztem. Nie bacząc na nic wokół, prą do zawarcia takiej „przyjaźni” zasypując swojego idola wyrazami uwielbienia, zachwytu  (niekoniecznie szczerego) często, gęsto popartego wymiernymi korzyściami materialnymi w postaci różnorakich prezentów, przysług, usług  etc. A robią to tylko po to, żeby móc publicznie chwalić się ową „przyjaźnią”, a tym samym dowartościować swoją, z reguły szarą i nijaką egzystencję i ogrzać się  blaskiem  chwały otaczającej „przyjaciela”.
Znam takich ludzi i ty też znasz…
                     Czy można nazwać przyjacielem kogoś, kto wszem i wobec głosząc hasła równości i braterstwa, życzliwości i szacunku jednocześnie za plecami jednych przyjaciół obdarza szczególnymi względami innych? I robi to w tajemnicy żeby nie stracić w oczach tych drugich? Co to za „przyjaciel”, który dla własnych korzyści bez mrugnięcia okiem manipuluje uczuciami swoich oddanych amigo? Czy można nazwać przyjacielem kogoś, kto w dowód ogromnego zaufania do ciebie obgaduje znane ci osoby, w pozornej trosce o ich dobro? I w niczym mu to nie przeszkadza, by za chwilę obdarzyć podobnym zaufaniem innego „przyjaciela”, z którym tym razem szczegółowo omówi twoje wady i przywary, starannie pomijając zalety? Co to za „przyjaciel”, któremu można tylko schlebiać, a który w zamian nie szczędzi ci słów krytyki wypowiadanych za twoimi plecami?
Znam takich ludzi i ty ich znasz…
                Czy można nazwać przyjacielem kogoś, kto pamięta o tobie tylko wtedy, gdy jesteś mu potrzebna?  Kto tylko bierze pełnymi garściami, a w rewanżu funduje ci emocjonalne huśtawki i poczucie niepewności ? Kto oczekuje od ciebie ciągłej gotowości do świadczenia mu pomocy, obojętnie w jakiej formie, ale twoje problemy nic go nie obchodzą? Kto w chwilach życiowych zawirowań bezbłędnie znajduje drogę do ciebie, ale kiedy zawirowania ustają natychmiast o tobie zapomina i skreśla z listy znajomych?
Znam takich ludzi i ty na pewno też znasz..
              Tak sobie myślę, że ludzie chyba zbyt często mylą zażyłość z przyjaźnią. Przyjaźni, tak na prawdę nie można zdefiniować. Każdy postrzega ją inaczej i ma wobec niej zupełnie inne oczekiwania. Już w samym słowie przyjaźń zawarty jest taki ładunek uczuć  i emocji, że ma ono dla mnie dużo większą wartość niż wyświechtane słowo - miłość. Można kogoś kochać, ale niekoniecznie przyjaźnić się z nim i można darzyć kogoś przyjaźnią bez miłosnej otoczki. Wszak istnieją „szorstkie przyjaźnie” pozbawione sentymentu, a mimo to trwałe i mocne. Przyjaźń, to dla mnie przede wszystkim szacunek, szczerość i lojalność  bez zatracenia samego siebie, bez kadzenia, ciągłego poklepywania po ramieniu i zbędnych manifestacji.  I jeszcze wiara. Wiara w drugiego człowieka, który jest mi przyjacielem. Dla którego mogę zrobić może nie  wszystko, ale na pewno  wiele, i który doskonale wie, że w każdej chwili może na mnie liczyć.
                Przyjaźń wymaga czasu. Nie wierzę w „przyjaźń” od pierwszego wejrzenia, spotkania, czy rozmowy, chociaż i taką próbowano mi zaoferować wikłając w sieć różnych, ponoć „przyjacielskich”, ale nad wyraz dziwnie zobowiązujących poczynań. Wiele osób, które darzyłam ogromną sympatią i życzliwością, ocierającą się niemalże o granice przyjaźni w krótkim czasie boleśnie sprowadziły mnie na ziemię, dając gorzką lekcję zawiedzionego zaufania, fałszu i obłudy. Mimo wszystko wierzę w przyjaźń. Przyjaciół też mam. Niewielu, ale sprawdzonych. Dokładnie trzech, a wliczając męża - czterech. I wiem, że w sytuacji dla mnie trudnej, zawikłanej, czy tragicznej najpierw opracują plan pomocy i wsparcia, a dopiero potem będą zadawać pytania bez oceniania mojej skromnej osoby.  Mam tę pewność, że kiedy upadnę podadzą mi rękę i pomogą wstać. I vice versa, z resztą.
                    A ty, Moja Droga P.? Ilu masz przyjaciół, do których możesz zadzwonić w środku nocy z prośbą o pomoc albo żeby tylko wypłakać się w słuchawkę? Ilu dzwoni do ciebie?  Czy masz choć jedną osobę, której bez wahania powierzysz swoją tajemnicę, niewygodne sekrety, rozterki i obawy? Na kogo możesz liczyć bez względu na wszystko? 
A kto może liczyć na ciebie?

2 komentarze:

  1. Podoba mi się, tez nie lubię jak ktoś mi kadzi i widzę, że to fałszywe. Na szczęście, mam takie osoby koło siebie, które są szczere:))

    OdpowiedzUsuń
  2. I obyś tylko takich ludzi spotykała na swojej drodze!

    OdpowiedzUsuń