- Długo zamierzasz leżeć tak bezczynnie i gapić się w sufit? –
Matylda spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Długo. Tak długo aż zechce mi
się chcieć. Cokolwiek. A na razie nie chce – wtuliłam głowę w poduszkę.
- To niech ci się zechce, byle
szybko. Grudzień już mamy, święta blisko.
- I co w związku z tym? –
spytałam niemrawo.
- Jak to, co?! A przygotowania świąteczne i cała reszta z tym związana, to
pies?! – w głosie Matyldy słychać było oburzone zdziwienie – okna trzeba umyć,
porządki w szafach zrobić, dywany trzepać!
- Zgłupiałaś?! Okna myć przy
minus dziesięciu?! Wbrew pozorom jeszcze nie zwariowałam – jak zwykle bez trudu
zirytowała mnie maksymalnie – poza tym do świąt trzy wiorsty czasu i zdążę ze wszystkim.
- A ja już porządki świąteczne w
kuchni zrobiłam – pochwaliła się zadzierając matyldowaty nosek do góry.
- Nie wiedziałam, że kuchnię
porządkujesz tylko przy okazji świąt, ja swoją sprzątam jednak znacznie częściej.
Łazienkę też, że o szafach nie wspomnę – zakpiłam życzliwie – i dlatego nie popadam w przedświąteczny amok
glansowania chałupy na ekstra błysk!
- Leniuch patentowy jesteś! Cały
nastrój świąt…- Matylda aż zachłysnęła się oburzeniem.
- Zawsze byłam gospodarnie leniwa,
ale za to w święta nie czuję się złachana, jak kobyła po westernie. Poza tym
świąteczny nastrój wcale nie zależy od umytych okien i wytrzepanych dywanów –
wzruszyłam ramionami.
- Trochę sensu w tym jest –
rzuciła mi lekko spłoszone spojrzenie – ze świętami, jak z giełdą. Ludzie inwestują, czekają na
wielki, nie wiadomo jak świąteczny boom, a zwykle kończy się na zgadze,
niestrawności i wzdęciach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz