3 grudnia 2014

Rozmowy z Matyldą o...



- Długo zamierzasz  leżeć tak bezczynnie i gapić się w sufit? – Matylda spojrzała na mnie z wyrzutem.


- Długo. Tak długo aż zechce mi się chcieć. Cokolwiek. A na razie nie chce – wtuliłam głowę w poduszkę.


- To niech ci się zechce, byle szybko. Grudzień już mamy, święta blisko.


- I co w związku z tym? – spytałam niemrawo.


- Jak to, co?! A przygotowania  świąteczne i cała reszta z tym związana, to pies?! – w głosie Matyldy słychać było oburzone zdziwienie – okna trzeba umyć, porządki w szafach zrobić, dywany trzepać!


- Zgłupiałaś?! Okna myć przy minus dziesięciu?! Wbrew pozorom jeszcze nie zwariowałam – jak zwykle bez trudu zirytowała mnie maksymalnie – poza tym do świąt  trzy wiorsty czasu i zdążę ze wszystkim.


- A ja już porządki świąteczne w kuchni zrobiłam – pochwaliła się zadzierając matyldowaty nosek do góry.


- Nie wiedziałam, że kuchnię porządkujesz tylko przy okazji świąt, ja swoją sprzątam jednak znacznie częściej. Łazienkę też, że o szafach nie wspomnę – zakpiłam życzliwie –  i dlatego nie popadam w przedświąteczny amok glansowania chałupy na ekstra błysk!


- Leniuch patentowy jesteś! Cały nastrój świąt…- Matylda aż zachłysnęła się oburzeniem.


- Zawsze byłam gospodarnie leniwa, ale za to w święta nie czuję się złachana, jak kobyła po westernie. Poza tym świąteczny nastrój wcale nie zależy od umytych okien i wytrzepanych dywanów – wzruszyłam ramionami.


- Trochę sensu w tym jest – rzuciła mi lekko spłoszone spojrzenie – ze świętami,  jak z giełdą. Ludzie inwestują, czekają na wielki, nie wiadomo jak świąteczny boom, a zwykle kończy się na zgadze, niestrawności i wzdęciach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz