16 lutego 2015

Zafatrany manieryzm artefaktem podparty…



          Dziwnym trafem coraz częściej spotykam ludzi, których dopadła niezrozumiała dla mnie do końca przypadłość, którą na własny użytek nazywam „upierdliwą takomanią”. Satiacje  semantyczne były, są i będą obecne w komunikacji werbalnej ale to, co ostatnio daje się zauważyć, wprost woła o pomstę do  lingwistycznego nieba. 
           Natręctwa słowne nie są czymś nadzwyczajnym i od dawna goszczą w każdym języku, chociażby sławetne już Cześnikowe „mocium panie”. Niektóre osoby ze starszego pokolenia do dzisiaj często posiłkują się słownymi wtrętami, które mimo wszystko ubarwiają ich opowieści. „Proszę ja ciebie”, mianowicie” czy „nieprawdaż” dodawane w każdym zdaniu choć denerwujące, mają swój urok: „Co słychać proszę ja ciebie? Zapraszam na kawę, proszę ja ciebie, we wtorek, proszę ja ciebie najlepiej popołudniu, będzie proszę ja ciebie kilka osób”, „ Kupiłem mianowicie bilet do Kutna, oczywiście mianowicie w przedziale dla palących i jak zwykle mianowicie przy oknie”, „ Wczoraj nieprawdaż spotkałam koleżankę, której nieprawdaż nie widziałam od lat, i muszę powiedzieć nieprawdaż, że ciągle nieprawdaż wygląda świetnie”.
          Inaczej wygląda sprawa, gdy człowiek młody, a nawet nieco starszy z uporem maniaka każde zdanie kończy zwrotem – co nie?  „ Chcę złożyć podanie, co nie? , żeby się zarejestrować, co nie? , zasiłek mi potrzebny, co nie?” Słuchając takiego conienia człowiek nie wie czy ma zaprzeczyć, potwierdzić, czy tylko słuchać z głupim wyrazem twarzy. 
       Jeszcze gorzej jest z „bynajmniej”, które nie wiedzieć czemu ostatnio stało się bardzo modne wśród sieciowych quasi intelektualistów. Uroczą skądinąd partykułę wzmacniającą przeczenie wielu ludzi użytkuje całkowicie odwrotnie: „zaufaj mi bynajmniej”, „miał bynajmniej lekką śmierć”,” ja bynajmniej jestem uczciwy”. 
Tylko siąść i płakać…

    Osobny temat, to wulgaryzmy tak rozpowszechnione w naszym języku, wszechobecne i dominujące. Nie mam nic przeciwko wulgaryzmom jeśli są użyte w odpowiedniej sytuacji i umotywowane. Czasami człowiek przeklnąć musi, bo inaczej się udusi! Ale powszechne i namiętne używanie słów na "k" i "ch" w każdym zdaniu to już żałosna przesada. A przecież podobne dialogi można usłyszeć na każdym kroku: "Ona: Wiesz k.....a poszłam po chleb, a ta k....a sprzedawczyni mi powiedziała, że k....a stary, no i myślałam, że się zaj....ę, no i co ty na to k...a. Na co on: A co się k...a przejmujesz, kupisz gdzie indziej, albo k…a  wj....y stary."

         Jakże blado i mizernie wypadają w porównaniu z soczystymi wulgaryzmami Witkacego, mistrza zabaw ze słowem niecenzuralnym: "zafatrany glamzdoń, ścierwa jej mać, lafirynda zafądziana, sturba twoja suka, sflądrysyny dudławe, psia ich suka zaskomrana, spurwiały mózg, chrówno sobacze".

       Teraz cała Polska bez skrępowania rzuca mięsem i w ten sposób ku**a bez problemu weszła nawet na salony, zagnieździła się w mediach, gdzie celebryci i politycy bez żadnej krępacji podpierają się wulgaryzmami, które coraz rzadziej zagłuszane są czarownym sygnałem „piiiiip”.                
       Żyjemy w czasach, w których wszystko trzeba podkreślić mocnym słowem, inaczej jest bezwartościowe. Nie jestem zwolenniczką przesadnego puryzmu i hiperpoprawności językowej, ale do diabła jakieś zasady chyba obowiązują??? 
Dlatego raz po raz Przyborą słodzę uszy swoje…

      Tym bardziej, że ostatnimi czasy na czoło peletonu „spruwiałych” natręctw zdecydowanie wysunęła się upierdliwie męcząca „takomania”, dzieląc swoim „takiem”, i tak już podzielone społeczeństwo. Dla jednych „tak” na końcu każdego zdania zdaje się pachnieć oryginalnym lookiem i światowym blichtrem, dla innych jest dowodem ilorazu inteligencji  na poziomie kałuży. 
       „Niechlujstwo językowe, jak każde inne, tak? Panoszy się bezkarnie w całym kraju, tak? Szczególnie w mediach, tak? Wśród celebrytów, tak?” 
    Cholery i piegów można dostać, gdy słyszy się, to cholerne -  tak, które czytane wspak, to nic innego jak kat! 
I zewsząd jesteśmy katowani tym „takiem”, oj! tak:



Czy mówisz twierdząco, czy pytasz cokolwiek,
czy zdaniem złożonym, czy podmiotu tam brak,
ty zawsze dokładasz, bo myślisz że władasz
językiem jak szablą... taaak?

Czy mówisz do quorum, czy w ucho jednemu,
czy z myślą logiczną, czy sensu ci brak,
czy płynnie, czy dukasz, czy chwalisz, czy brukasz,
ty zawsze dołożysz nachalne to... taaak?

Choć słówko to krótkie, z nim mędrca udajesz
i z błyskiem bufona nie powiesz go wspak.
I chcesz by uznano, choć głupia - twą rację,
natręcie z manierą... taaak?

Mam radę dla ciebie, ekspercie na niby,
zadufku, co myślisz, żeś jest debe-ściak.
Zabieraj się, spadaj z niechlujnym, chlapiącym,
okrutnym dla uszu swym... taaak?


Zacznijmy w końcu panować nad wyrazami,

 niech wyrazy przestaną panować nad nami!


2 komentarze:

  1. Bynajmniej k.......a zrozumiałam co piszesz Tak??? hahaha masz rację, moja droga. A co Matylda na to???

    OdpowiedzUsuń
  2. Matylda stara się nie "takać", aczkolwiek zdarza się jej bynajmniej gdakać, tak?:-)

    OdpowiedzUsuń