Dziwnym trafem coraz częściej spotykam
ludzi, których dopadła niezrozumiała dla mnie do końca przypadłość, którą na
własny użytek nazywam „upierdliwą takomanią”. Satiacje semantyczne
były, są i będą obecne w komunikacji werbalnej ale to, co ostatnio daje się
zauważyć, wprost woła o pomstę do lingwistycznego nieba.
Natręctwa słowne nie są czymś
nadzwyczajnym i od dawna goszczą w każdym języku, chociażby sławetne już Cześnikowe
„mocium panie”. Niektóre osoby ze starszego pokolenia do dzisiaj często
posiłkują się słownymi wtrętami, które mimo wszystko ubarwiają ich opowieści. „Proszę
ja ciebie”, mianowicie” czy „nieprawdaż” dodawane w każdym zdaniu choć
denerwujące, mają swój urok: „Co słychać proszę ja ciebie? Zapraszam na kawę,
proszę ja ciebie, we wtorek, proszę ja ciebie najlepiej popołudniu, będzie
proszę ja ciebie kilka osób”, „ Kupiłem mianowicie bilet do Kutna, oczywiście mianowicie
w przedziale dla palących i jak zwykle mianowicie przy oknie”, „ Wczoraj nieprawdaż
spotkałam koleżankę, której nieprawdaż nie widziałam od lat, i muszę powiedzieć
nieprawdaż, że ciągle nieprawdaż wygląda świetnie”.
Inaczej wygląda sprawa, gdy
człowiek młody, a nawet nieco starszy z uporem maniaka każde zdanie kończy
zwrotem – co nie? „ Chcę złożyć podanie,
co nie? , żeby się zarejestrować, co nie? , zasiłek mi potrzebny, co nie?”
Słuchając takiego conienia człowiek
nie wie czy ma zaprzeczyć, potwierdzić, czy tylko słuchać z głupim wyrazem
twarzy.
Jeszcze gorzej jest z „bynajmniej”, które nie wiedzieć czemu ostatnio
stało się bardzo modne wśród sieciowych quasi intelektualistów. Uroczą skądinąd
partykułę wzmacniającą przeczenie wielu ludzi użytkuje całkowicie odwrotnie:
„zaufaj mi bynajmniej”, „miał bynajmniej lekką śmierć”,” ja bynajmniej jestem
uczciwy”.
Tylko siąść i płakać…
Osobny temat, to wulgaryzmy tak
rozpowszechnione w naszym języku, wszechobecne i dominujące. Nie
mam nic przeciwko wulgaryzmom jeśli są użyte w odpowiedniej sytuacji i
umotywowane. Czasami człowiek przeklnąć musi, bo inaczej się udusi! Ale
powszechne i namiętne używanie słów na "k" i "ch" w każdym
zdaniu to już żałosna przesada. A przecież podobne dialogi można usłyszeć na
każdym kroku: "Ona:
Wiesz k.....a poszłam po chleb, a ta k....a sprzedawczyni mi powiedziała, że
k....a stary, no i myślałam, że się zaj....ę, no i co ty na to k...a. Na co on:
A co się k...a przejmujesz, kupisz gdzie indziej, albo k…a wj....y stary."
Jakże
blado i mizernie wypadają w porównaniu z soczystymi wulgaryzmami Witkacego, mistrza zabaw
ze słowem niecenzuralnym: "zafatrany glamzdoń, ścierwa jej mać, lafirynda
zafądziana, sturba twoja suka, sflądrysyny dudławe, psia ich suka zaskomrana,
spurwiały mózg, chrówno sobacze".
Teraz
cała Polska bez skrępowania rzuca mięsem i w ten sposób ku**a bez problemu weszła nawet
na salony, zagnieździła się w mediach, gdzie celebryci i politycy bez żadnej
krępacji podpierają się wulgaryzmami, które coraz rzadziej zagłuszane są
czarownym sygnałem „piiiiip”.
Żyjemy w czasach, w których wszystko trzeba podkreślić mocnym słowem,
inaczej jest bezwartościowe. Nie jestem zwolenniczką przesadnego puryzmu i
hiperpoprawności językowej, ale do diabła jakieś zasady chyba obowiązują???
Dlatego
raz po raz Przyborą słodzę uszy swoje…
Tym bardziej, że ostatnimi czasy na
czoło peletonu „spruwiałych” natręctw zdecydowanie wysunęła się upierdliwie
męcząca „takomania”, dzieląc swoim „takiem”, i tak już podzielone
społeczeństwo. Dla jednych „tak” na końcu każdego zdania zdaje się pachnieć oryginalnym
lookiem i światowym blichtrem, dla innych jest dowodem ilorazu
inteligencji na poziomie kałuży.
„Niechlujstwo językowe, jak każde inne, tak? Panoszy się bezkarnie w całym
kraju, tak? Szczególnie w mediach, tak? Wśród celebrytów, tak?”
Cholery i piegów można dostać, gdy słyszy się, to cholerne - tak, które czytane wspak, to nic innego jak kat!
I zewsząd jesteśmy katowani tym
„takiem”, oj! tak:
Czy mówisz twierdząco, czy pytasz cokolwiek,
czy zdaniem złożonym, czy podmiotu tam brak,
ty zawsze dokładasz, bo myślisz że władasz
językiem jak szablą... taaak?
Czy mówisz do quorum, czy w ucho jednemu,
czy z myślą logiczną, czy sensu ci brak,
czy płynnie, czy dukasz, czy chwalisz, czy brukasz,
ty zawsze dołożysz nachalne to... taaak?
Choć słówko to krótkie, z nim mędrca udajesz
i z błyskiem bufona nie powiesz go wspak.
I chcesz by uznano, choć głupia - twą rację,
natręcie z manierą... taaak?
Mam radę dla ciebie, ekspercie na niby,
zadufku, co myślisz, żeś jest debe-ściak.
Zabieraj się, spadaj z niechlujnym, chlapiącym,
okrutnym dla uszu swym... taaak?
Zacznijmy w końcu panować nad wyrazami,
niech wyrazy przestaną panować nad nami!
Bynajmniej k.......a zrozumiałam co piszesz Tak??? hahaha masz rację, moja droga. A co Matylda na to???
OdpowiedzUsuńMatylda stara się nie "takać", aczkolwiek zdarza się jej bynajmniej gdakać, tak?:-)
OdpowiedzUsuń