Listopad stoi za progiem ale zanim na dobre rozpanoszy
się wszędzie, jak Polska długa i szeroka odbywają się tradycyjne cmentarne
pielgrzymki. Wszak wypada przynajmniej raz w roku zaznaczyć swą bytność
(kwiatkiem, zniczem, wieńcem) na grobach
bliskich i znajomych. Listopadowi handlarze zbierają żniwo narzucając co i raz nowe, czasami
oryginalne, częściej niestety jarmarczne trendy cmentarnej mody. Takie czasy,
że nawet w nekropoliach rządzi komercja i wszechobecny pieniądz. Kilka lat temu
hitem były stroiki z ozdobnej kapusty, potem pstrokate wiązanki, a trochę
wcześniej kwiaty ze sztywnego plastiku czy z kolorowych piór.
Od jakiegoś czasu poczesne miejsce w
cmentarnym rankingu zajmują sztuczne kwiaty różnego sortu i wariacji.
Przyznaję, niektóre są tak wiarygodne w swojej urodzie, że wyglądają lepiej od
żywych i dopiero test organoleptyczny przekonał mnie, że to tylko wspaniała podróbka. Niestety, większość tych sztuczności
jest po prostu obrzydliwie wstrętna i aż dziw bierze, że takie koszmarki
znajdują nabywców. A znajdują. Na prawie
każdym grobie panoszy się taki sztuczny badziew dając niezaprzeczalny dowód
pamięci i przywiązania do „drogiego zmarłego”.
W tym roku zdecydowanie dominują
kolory w klimatach indygo, ametystu i cyklamenu od kwiatów i wiązanek poczynając, a na zniczach i
lampkach elektrycznych kończąc. Straciłam sporo czasu uważnie lustrując
przycmentarne stragany w poszukiwaniu tradycyjnych białych chryzantem odmiany
kimera. Były capitole, lankcastery, ankary i wiele innych, biły po oczach
wszystkimi możliwymi odcieniami fioletu, gdzie niegdzie tylko przełamanym
delikatną żółcią i nieśmiałą bielą zwyczajnych astrów. W końcu, na samym końcu kwiatowego
jarmarku znalazłam to, czego szukałam i niezwłocznie nabyłam. Zaraz potem
pojawił się problem zniczy. Dawno, dawno temu znicze były gliniane, różniły się
miedzy sobą tylko wielkością i człowiek nie miał problemu z wyborem. Teraz
znicze mają przeróżne kształty, wzory, kolory, dekoracje, a co jeden, to
paskudniejszy. W ubiegłym roku prym wiodły znicze z plastikowymi aplikacjami i
ozdobami, suto przybrane kwiatami, finezyjnymi pnączami, aniołami z brokatowymi
skrzydłami, czy figurkami Chrystusa. W tym roku zdecydowanie numerem jeden są
znicze ze szkła mrożonego i tłuczonego, w stonowanych kolorach, opalizujące
tęczowo (z przewagą różu i fioletu ma się rozumieć). Niektóre mają wmontowane
pozytywki, inne zamiast tradycyjnego wkładu mają diody na baterie. Masakra.
Dobrze, że zanim naznaczono obowiązujące w tym roku zniczowe kanony kupiłam odpowiednio wcześniej zwykłe, proste
lampki bez żadnych udziwnień i teraz spokojnie mogę gwizdać na kreatorów
cmentarnej mody. Swoją drogą ciekawa jestem jakie trendy będą obowiązywać za
rok? Niby popyt kształtuje podaż ale w przypadku Święta Zmarłych obawiam się,
że jest odwrotnie. Kwiatowo-zniczowe stragany są niejako wpisane w krajobraz
listopadowego święta, ale co do cholery robią obok nich sprzedawcy słodyczy,
zabawek, a nawet (o, zgrozo!) podhalańskich oscypków, kapci i kierpców?!
Przeraża mnie merkantylizm cmentarnych sprzedawców gotowych zarobić na
wszystkim bez poszanowania jakiejkolwiek świętości.
Co raz częściej tradycję oraz sedno święta przyćmiewa cień pieniędzy. A dla zmarłego nie jest ważna wypasiona wiązanka.Ważna jest modlitwa w intencji duszy,przyjęcie komunii świętej oraz zapalenie świecy. Zapalona świeca oświetla mrok Czyśćca i oświetla drogę do raju uwolnionej duszy. Będąc w stanie łaski uświęcającej czyli będąc u spowiedzi i komunii możemy uwolnić duszę z Czyśćca. Kwiaty i wiązanki służą więc tylko podbudowaniem się u sąsiadów jaki nasz grób jest ładny.Bożka
OdpowiedzUsuńeh ta komercja!
OdpowiedzUsuń