21 września 2015

Zdrowy rozsądek na szczypty mierzony…



                         Od września obowiązuje znowelizowana ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia, zgodnie z którą w sklepikach szkolnych  nie można sprzedawać tzw. śmieciowego jedzenia. Zniknęły chipsy, guma do żucia, coca-cola, zapiekanki, drożdżówki i kanapki z białego pieczywa. Wiele szkolnych sklepików też zniknęło. I wiele jeszcze zniknie. Ministerialni tuzowie bardzo restrykcyjnie określili skład kanapek jakie mogą być sprzedawane dzieciom, i taka na przykład bułka grahamka posmarowana masłem (broń Boże margaryną!), z chudą wędliną i obłożona sałatą, ogórkiem czy pomidorem jest, jak najbardziej cacy, a rogal z dżemem już nie. Zamiast napojów gazowanych - orkiszowe paskudztwo, soki warzywne i owocowe ( ale tylko te dopuszczone przez MZ), woda w dowolnej ilości oraz gorzka herbata i równie gorzka kawa zbożowa. Niesłodzone, bo cukier jest zakazany, słodzić można tylko naturalnym miodem, pytanie tylko - kogo na to stać? Jeszcze niedawno w szkolnym sklepiku dzieciak mógł kupić „amerykankę” za złotówkę i szklankę mleka za drugą. Zjadł i jakoś wytrzymał do stołówkowego obiadu. Niestety, w polskich szkołach ciągle są dzieci, dla których 2 złote to majątek i o „amerykance” z mlekiem mogły tylko pomarzyć, ale zawsze była nadzieja, że kumpel da „gryza” albo nawet dwa. Teraz „zdrowa kanapka” kosztuje ok. 3- 4 złotych, „zdrowy napój” też coś koło tego i pytam się - kogo na to stać? A jak już stać, to „gryza” raczej nie da.. 
                       Głód można oszukać gumą do żucia i cóż z tego? Resort Zdrowia uznał, że żucie gumy powoduje wady zgryzu i zgrzytanie zębami, więc na wszelki wypadek  – won gumy ze szkół! Podobnie, jak sól. Zgodnie z wymysłami Ministerstwa Zdrowia szkolne stołówki muszą ograniczyć do minimum używanie soli i cukru, także innych przypraw, a tym samym posiłki przez nie serwowane są delikatnie mówiąc mocno „niezjadliwe” i najczęściej lądują w śmietniku. Kogo stać na takie marnowanie jedzenia? W naszym kraju ciągle obowiązuje mnóstwo bzdurnych przepisów, ale nie takie rzeczy nawet mały Polak obejść potrafi. Z chwilą wejścia w życie „zdrowej ustawy” prawie natychmiast ujawniła się uczniowska kreatywność , a szkolna szara strefa ma się coraz lepiej. Co bardziej przedsiębiorcze dzieciaki noszą ze sobą cukier w kostkach i sprzedają potrzebującym po przystępnych cenach (1 kostka/20 gr), małe solniczki większość ma własne. Starsze  przynoszą do szkoły zakazane produkty i na przerwach handlują aż miło, w nosie mając wszelkie rozporządzenia, a zdrową żywność tym bardziej. I tak ustawa sobie, a życie toczy się dalej.

                      Może to i prawda, że co 4 dziecko  zagrożone jest otyłością, może uszczęśliwianie na siłę  zdrowym żywieniem przyniesie w końcu jakieś rezultaty. Może, aczkolwiek sukcesów nie przewiduję. W tym temacie edukacja powinna przede wszystkich objąć rodziców. Czy nam się to podoba czy nie, wiele nawyków, w tym żywieniowych wynosimy z domu. Jeżeli mamusia i tatuś wolą napchać progeniturę hamburgerami w Mc Donaldzie zamiast domowym, zdrowym obiadem, to żadne rozporządzenie tu nie pomoże. O ileż łatwiej jest dać dzieciakowi kasę na zapiekankę  i colę zamiast przygotować mu drugie śniadanie w domu.  Ileż to razy dla zyskania czasu i odrobiny spokoju  kupujemy maluchom niezdrowe słodycze, chipsy czy inne frytki, bo nie chce się nam stanąć przy garach i trochę wysilić? Zabiegani i zmęczeni jesteśmy szczęśliwi jeżeli własne dziecko nie zawraca nam głowy i grzecznie siedzi przed komputerem opychając się wafelkami.

                         A, co do definicji „zdrowego żywienia”, to sorry, ale obawiam się , że ostatnią zdrową żywność spożyli nasi przodkowie za czasów Piasta Kołodzieja. Teraz nawet tak zwane „ekologiczne uprawy” napędzane są chemią „przyjazną środowisku”, że o całej reszcie nie wspomnę. Postęp i wygoda kosztują, cywilizacja domaga się ofiar, a duży kałdun niekoniecznie świadczy o dobrobycie.

Jemy, pijemy, wdychamy całą tablice Mendelejewa i żadne ustawy  tego już nie zmienią. Oprócz dbania o zdrowie trzeba też zadbać o zdrowy rozsądek. Niestety,  cena za słodkie życie często bywa wyjątkowo słona…




4 komentarze:

  1. Co prawda, to prawda.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle uśmiałam się po pachy, haha łebskie dzieciaki jak handel rozwinęły!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. bo Polak potrafi:-) z jednej strony kreatywność, a z drugiej cwaniactwo...

    OdpowiedzUsuń