1 maja 2016

Jarka Koszmarka sny o potędze…



                 Dość uważnie obserwując wszelkie działania, zachowania  i wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego nie mam wątpliwości, że jego młodzieńcze marzenie bycia „emerytowanym zbawicielem Narodu”  wchodzi w fazę konsekwentnej realizacji. Metodę prezes wybrał prostą, żeby nie powiedzieć prostacką, ale jak widać przemawiającą do wielu „prawdziwych Polaków”. Okazuje się, że wystarczy uparcie zaklinać rzeczywistość poprzez namolne wmawianie suwerenowi „dobrej zmiany”, jako skutecznego remedium na wszelkie bolączki tego świata i utwierdzać go w przekonaniu, że tylko katolicko-nacjonalistyczne fundamenty polskości mają rację bytu, a tym samym są gwarantem bezpieczeństwa i dobrobytu. Bardzo sprawnym narzędziem tej metody okazała się pogarda mocno wsparta o ostentacyjne lekceważenie wszystkiego, co nie jest po myśli Kaczyńskiego, a jakakolwiek krytyka zbywana jest przez kaczych palatynów magicznym słowem –  „pomidor”.   
           Coraz częściej światłe umysły i różnorakie autorytety bez ogródek  nazywają te działania prostą drogą do autorytaryzmu, teoretycznie niby „miękkiego” czy tam „aksamitnego”, to jednak groźnego, bo jakby nie patrzeć  niosącego ze sobą ryzyko totalitaryzmu. Przecież już mamy dyktat jednostki, tym bardziej obrzydliwy, że schowany za „prawem i sprawiedliwością”, co w tym kontekście całkowicie wypacza sens owych słów i jawnie urąga ich treści. 
        Dyktatorskie zapędy Kaczyńskiego znane były od dawna, ale nigdy wcześniej nie realizował ich w tak chamski sposób i niestety, nikt naprawdę nie wie, co jeszcze nas czeka i jakie pomysły na „polską demokrację” wylęgną się w  kaczym móżdżku prezesa. 
       Ponoć wzorem dla Jarosława  jest Józef  Piłsudski, ale tak po prawdzie kudy kurduplowi do Naczelnika i Marszałka?! Z nowogrodzkich kuluarów bardziej białoruskim smrodkiem zalatuje, a jak  dobrze ucha nadstawić, to i szyderczy chichot historii w osobie Josifa Wissarionowicza usłyszeć można. Być może, pomimo pisowskich specustaw będą nam zaoszczędzone Łubianka i gułagi, przymusowe psychiatryki dla opozycji i "gorszego sortu", być może ultrakatolickie msze i  powszechna spowiedź dla wszystkich, jak leci nie będą obowiązkowe, ale kultu jednostki raczej nie unikniemy. 
         Co prawda na dzień dzisiejszy mamy żenująco groteskowe wash&go, bo Jarosław dążąc do świętości brata bezczelnie promuje siebie robiąc z dorobku Lecha trampolinę dla własnych chorych ambicji, ale obawiam się, że najgorsze dopiero przed nami. I dlatego w niedługim czasie będziemy mieli wylew i zalew pomników ku czci jedynie słusznego prezydenta RP, jego małżonki i ofiar katastrofy smoleńskiej.

         Tylko czekać, jak w miejsce tych zdekomunizowanych pojawią się ulice uhonorowane ich imieniem. Przybędzie kaczyńsko -smoleńskich szkół, rond, zakładów pracy, bibliotek, domów kultury, kuźni, lotnisk, kopalń, kiosków z gazetami, ścieżek rowerowych, barów mlecznych etc. Potem przyjdzie kolej na matkę rodzicielkę  bliźniaczych braci, bo wszak nie może być gorsza od błogosławionego łona, które wydało na świat spadkobiercę Lecha w osobie niejakiego Dudy, podobno też prezydenta. Całkiem możliwie, że zostanie uchwalona ustawa nakazująca noszenie poświęconych przez o. Rydzyka znaczków z Matką Boską Kaczyńską, jako dowód przynależności do kasty wybrańców narodu. 
           A zanim ktokolwiek zdąży zachłysnąć się niepomiernym zdumieniem, już i Jarosław będzie nam patronował z każdego miejsca i o każdej porze niczym Kim Ir Sen czy inny Ceaușescu tudzież Łukaszenka.
Będą akademie ku czci i chwale, marsze poparcia i oczywiście „spontaniczne” wyrazy uwielbienia skwapliwie transmitowane przez media narodowe, a przez służby specjalne dokładnie monitorowane. Nie zdziwię się wcale, jak 10 kwietnia zostanie ustanowiony świętem narodowym, a dzień urodzin bliźniaków świętem państwowym. Być może w miejsce hodowli koni arabskich za niedługo domeną Polski będzie hodowla kotów dowolnej maści, a jej patronem zostanie błogosławiony kocur Alik rodem z Żoliborza. Gospodarczo-polityczne oszustwa będą nadal nobilitowane według uznania prezesa, Konstytucja w dalszym ciągu z uporem  łamana, a prawo olewane ciepłym moczem, ale za to pomników będzie ci u nas dostatek. 
        Gdyby Lech Kaczyński nie był bratem prezesa zapewne zostałby dzisiaj uznany za największego wroga PiSu, bo chociaż nie był on politykiem wielkiej miary, to już prawnikiem był całkiem niezłym, a co najważniejsze  szanował  prawo i Konstytucję, doceniał rolę TK i doskonale rozumiał potrzebę sprawnie działającego wymiaru sprawiedliwości, że o niezawisłości sądów nie wspomnę. Lech Prezydent, w przeciwieństwie do brata i obecnego (p)rezydenta nie brzydził się zasięgać rad mądrzejszych od siebie, słuchał prawdziwych ekspertów i choć często się z nimi nie zgadzał, to jednakowoż potrafił uznać cudze racje dla dobra suwerena, którym  Jarosław i jego notariusz  tak chętnie i często wycierają sobie gęby cokolwiek kłamstwem splugawione.
         Niespecjalnie wierzę w życie pozagrobowe, ale jeżeli takowe istnieje, to Lech na Wawelu za niezły wiatrak robić musi widząc, jak Jarosław bezpardonowy zamordyzm Polakom funduje, na dodatek  ku jego czci i tak zwanej pamięci. Łatwiej postawić komuś pomniki i obeliski niż realizować jego credo, zwłaszcza polityczne, ale nadmiar cokołów może odnieść całkiem odwrotny skutek, tym bardziej gdy  polityczną wielkość mierzy się razem z piedestałem.

       Odkąd przeczytałam zwierzenia prezesa, że ciemną nocą bardzo lubi oglądać widowiskowe rodeo mam nieodparte wrażenie, że samozwańczy Kaczelnik RP tym właśnie podsyca swoje żądze i sny o potędze wyobrażając sobie Polskę jako jurnego byka, na którym siedzi dosadnym okrakiem i z lubością ujeżdża, waląc po bokach nahajem „dobrej zmiany” oraz raz po raz kłując ostrogami  pisowskiej propagandy i wszechobecnej cenzury. Ale Polacy nie takie rzeczy przetrzymali i nie takim „cowboyom” dawali radę, więc i Jarosław im nie straszny. 
Jednak na miejscu prezesa nie przeginałabym pisowskiej pały w stronę swawolnej autokracji, bo jak się suweren wkurzy, to mu dla odmiany taką corridę urządzi, że nawet dobry Boże niewiele pomoże.




3 komentarze:

  1. Kaczyński sam się o to prosi!
    i w końcu sie doczeka bo będa przyspieszone wybory

    OdpowiedzUsuń
  2. Oby te wybory były, jak najprędzej!

    OdpowiedzUsuń
  3. PIOTR POCIESZYCIEL

    OdpowiedzUsuń