31 stycznia 2016

Jak długo jeszcze, Katylino, nadużywać będziesz naszej cierpliwości? *



              Od kilku tygodni żyję w permanentnym nie tyle stresie, co uciążliwym stresiku i każdego dnia budzę się pełna obaw, co też nowego Sejm w nocy uchwalił i jakaż to kolejna „dobra zmiana” oczekuje na mnie za progiem. Patrząc na to, co partia rządząca wyprawia chociażby z podatkami czy z ustawą policyjno-inwigilacyjną szarpie mną wściekła irytacja, ale coraz częściej  w miejsce  niepokoju pojawia się  rzetelnie ugruntowany gniew i nie mniej solennie scementowana furia.            
               A ponieważ są to emocje raczej negatywne, więc za wszelką cenę próbuję rozproszyć złą aurę sposobem wydawałoby się prostym jak obręcz – zrozumieniem. Ale choć bardzo się staram, nijak nie rozumiem dwubiegunowego przesłania pisowskich oratorów, poza rzecz jasna, językiem nienawiści szybującym coraz śmielej w opary politycznego absurdu. Akurat, to przesłanie Kaczyńskiego i jego pretorianów  jasne jest i nad wyraz czytelne – kto nie jest z nami, ten jest przeciwko nam! 
              Nie wiem, co PiS chce osiągnąć przez poróżnienie rodaków i wszczepienie im „genu wzajemnej nienawiści”, ale idzie mu to coraz lepiej i stawiam franki przeciw fistaszkom, że Jarosław Kaczyński zdolny jest skłócić nawet dwa końce tego samego kija. Ma chłop do tego rzadki talent, aczkolwiek  odnoszę wrażenie, że  po wygranych wyborach jego inteligencja otrzymała  status uchodźcy, co wprost proporcjonalnie przełożyło się na (p)rezydenta, rząd marionetek i resztę pisowskiego kółka wzajemnej adoracji. Prezesowska żądza zemsty oraz chęć odegrania się za krzywdy bardziej lub mniej urojone z każdym dniem spływa coraz bardziej oraz coraz niżej, a jej rezultaty widać niemalże na każdym kroku.

               Onegdaj spędziłam urocze popołudnie w przychodni specjalistycznej uparcie czekając na przybycie konowała ortopedy w randze specjalisty. Razem ze mną czekało kilkanaście osób różnego „sortu” i konduity, które dla zabicia czasu gaworzyły o tym i owym, z reguły licytując się ilością aktualnych i przeszłych dolegliwości, przebytych operacji lubo też wymianą medycznych doświadczeń tudzież uniwersalnych recept na wszystko. Słuchając tych utyskiwań od razu poczułam się zdrowsza i jakoś tak pomyślało mi się Orzeszkową „gdyby, tak pchły pieścić jak wy swoje choroby, to by na woły powyrastały”. A ponieważ pcheł się brzydzę, a z wołu lubię tylko tatara oddałam się słodkim marzeniom o złamanej nodze nielubianego kierownika mając nadzieję, że tęsknie wyczekiwany ortopeda żadnej kończyny sobie nie złamał i w końcu do pracy przybędzie.

                     Zegar miarowo odliczał sekundy nieśpiesznie zmieniając je w minuty, szmer korytarzowych pogwarek na wielu działał usypiająco i gdyby nie rozmowa moich sąsiadek możliwe, że wkrótce wszyscy posnęliby snem sprawiedliwym.      
                Siedzące obok mnie panie zmieniły temat i zaczęły snuć dywagacje na tematy, jak się wkrótce okazało bardzo niebezpieczne, a mianowicie o rządowych obietnicach, prezydencie i szkole Rydzyka. Rozmawiały dość cicho i bardzo spokojnie chociaż z niemałą dozą niezadowolenia, tym niemniej w sposób wskazujący na dużą kulturę i spore obycie, nie tylko polityczno-obyczajowe. Miło było posłuchać, że nie tylko mnie pisuary poziom wkur…..zenia nielicho podnoszą, ale z tej lubości całkiem zapomniałam, że są na tym świecie osoby, dla których prezes i jego formacja stanowią przedmiot kultu, a wręcz świętość bez mała. 
           Siedząca naprzeciwko obywatelka płci pobieżnie kobiecej, z wyglądu przypominająca czołg przebrany za motyla z każdą chwilą pęczniała w sobie i gołym okiem było widać, że lada moment wybuchnie żółcią serdecznej nienawiści.No i gejzer wybuchł...

- za takie herezje powinno się was aresztować – wysyczała unisono – takie kalumnie rzucać na przewielebnego! Od razu widać, że komunistka, a może i co gorszego! Że też święta ziemia takie zdziry nosi! Ale zrobimy z wami porządek, zrobimy! Pomioty szatana, z piekła nie wyjdziecie! Już ja doniosę gdzie trzeba, że naszego prezydenta takie ciemnoty obrażają! 


                  Rozmawiające panie popatrzyły na nią nieco zdziwione, wzruszyły ramionami, i jak gdyby nigdy nic, kontynuowały temat złodziejskiego dofinansowania  szkoły ojca Rydzyka i innych poronionych pomysłów rządzącej „elyty”. Ich interlokutorka balansująca na krawędzi agresji (nie tylko werbalnej) wykonała dwa telefony, po czym pełna zjadliwej satysfakcji rozparła się wygodnie na krześle i mamrocząc pod nosem obelżywe inwektywy niecierpliwie zerkała na drzwi wejściowe. W międzyczasie do rozmowy nobliwych pań dołączył, nie mniej nobliwy gentelman, który w wyjątkowo wytworny sposób dał upust swemu niezadowoleniu z politycznej hipokryzji i buty  oraz całej reszty. 
           Język mnie świerzbił żeby wtrącić swoje trzy miedziaki, ale niestety nie zdążyłam, bo do pani „jadowitej” dotarły wezwane telefonicznie posiłki w osobach dwóch "madam" o urodzie raczej uciążliwej, w słusznych latach i jeszcze bardziej słusznej postury.
             I zaczęło się! Jak żyję jeszcze czegoś takiego nie widziałam i nie słyszałam! Trzy harpie naskoczyły na Bogu ducha winnych ludzi i dokładnie zmieszały je z błotem nie przebierając w słowach i gestach. Nie minęło pięć minut, a już cała przychodnia podzielona była na dwa bezwzględnie zwalczające się obozy. Wyzwiska, przekleństwa i ordynarne bluzgi kontra rzeczowe argumenty i nawoływanie do spokoju.           
              Z zapartym tchem oraz stolcem patrzyłam wzrokiem oniemiałym i nie mogłam wyjść z podziwu podszytego grozą. Podobno podziw dobrze robi na urodę, bo zmarszczki się prostują, ale chyba nie chciałabym nigdy więcej oglądać takiego „widowiska”. I tak sobie myślę, że gdyby niektórzy ludzie mogli się rozdwoić zyskaliby jeszcze jednego wroga do kolekcji. 


               Nie wiem czy nadprezes zdaje sobie sprawę, że kto sieje wiatr ten rychło zbiera burzę i nawet święta cierpliwość  ma też swoje granice, a tej w ludziach jakby coraz mniej. Opanowanie sztuki dzielenia wskazane jest w matematyce i przy takim na ten przykład  planowaniu państwowego budżetu, natomiast  podział obywateli na lepszych i gorszych jeszcze nikomu nie wyszedł na zdrowie.
Segregacja, buta i pogarda dla ludzi, to najgorsze  fundamenty do budowania autorytetu władzy i im szybciej Kaczyński to zrozumie, tym zdrowiej będzie dla wszystkich...



*Cyceron, Mowy przeciwko Katylinie

2 stycznia 2016

Zmiana goni zmianę i zmianą pogania…



                 Co roku w Sylwestra z wielką przyjemnością słuchałam piosenki Czerwonych Gitar „Mija rok”, a zwłaszcza refrenu:
„To był rok, dobry rok.
Z żalem dziś żegnam go.
Miejsce da nowym dniom
Stary rok, dobry rok.”
                Tym razem odpuściłam sobie, bo rok brzemienny „dobrą zmianą”, wcale dobry nie był. Spłodził same potworki, które niebawem mogą przerodzić się w rzeczywiste potwory łakomie pożerające do cna polską demokrację.  
              I nie ma co się oszukiwać, sami tego chcieliśmy. Polacy ponoszą karę za grzech zaniedbania i własnej pychy. Nie chcieliśmy „letniej wody w kranie”, to mamy święconą. Sarkaliśmy na „platformersów” i „lemingi”, to przyleciało stado kaczek i obsrało wszystko, co tylko ptasim guanem obsrać można. Podśmiewaliśmy się z Komorowskiego, że niezbyt pracowity i  z Tuskiem mocno zakolegowany, to mamy (p)rezydenta, który  na żądanie prezesa podpisze wszystko, a nawet więcej cyrografu z diabłem nie wykluczając. Sarkaliśmy na Kopacz, że nieudolna i zbyt „miętka w krzyżu”, no to mamy premierę – pierwszą niewolnicę w haremie prezesa, strojną w broszki i w nic poza tym. Nie mogliśmy już patrzeć na facjaty Millera, Palikota i Kalisza, to teraz mamy od rana do wieczora gęby Pawłowicz, Piotrowicza, Kempy i Maciarewicza. Nie chciało się iść na wybory zasłaniając się naiwnym tłumaczeniem, że i tak nic od nas nie zależy. No, to poszli ci, którzy uwierzyli w wyborcze kłamstwa, a zwłaszcza w „dobrą  zmianę”  i ochoczo zagłosowali na tych, od których dzisiaj zależy wszystko. 
                  I tym sposobem człowieczek nikczemnego wzrostu i jeszcze bardziej nikczemnego charakteru jak chciał  wybory wygrał i od pierwszego kopa realizuje swój plan marszu ku władzy absolutnej. Dzisiaj wielu z nas ma nie pozbawione podstaw obawy, że nie nierozważną decyzją części rodaków weszliśmy na drogę totalitaryzmu. PiS idzie niczym pożar na suchym stepie paląc wszystko, co uważa za zagrożenie dla siebie, rzeczywiste czy urojone, to już bez znaczenia. A na spalonej ziemi sieje ziarno nienawiści podlewając je soczyście jadem radykalnego nacjonalizmu z podziałem na lepszy i gorszy sort Polaków. 
         Zamiast naprawiać to, co naprawy wymagało, obóz władzy posunął się do szeregu aktów bezprawia, w czym jako żywo przypomina islamskich fanatyków niszczących dorobek „niewiernych”. Sparaliżowanie Trybunału Konstytucyjnego i sposób w jaki do tego doszło nasuwa przypuszczenie graniczące z pewnością, że Kaczyński prędzej czy później sięgnie po Konstytucję i przerobi ją na swoją modłę zmieniając demokrację w twardą pisokrację  funkcjonująca według „widzimisię” prezesa. 
               Polska konstytucja nie jest doskonała i niewątpliwie wymaga pewnych zmian czy poprawek, ale póki co nie mamy innej i wydawać by się mogło, że jej zasady obowiązują wszystkich. Ostatnie tygodnie pokazały niezbicie, gdzie prezes i jego banda mają obowiązujące w Polsce prawo oraz konstytucyjne zapisy. Zamiast merytorycznej i konstruktywnej debaty PiS na nocnej zmianie bez pardonu stłamsił organ stojący na straży Konstytucji pokazując tym samym środkowy palec zasadom demokracji, a przy okazji  całej reszcie świata. 
               Ustawa o służbach cywilnych czy mediach publicznych potwierdza nieopanowany apetyt Kaczyńskiego na całkowite zawładnięcie krajem, jeszcze do niedawna cieszącym się uznaniem i sympatią nie tylko w Europie, ale i na świecie. Na dobrą opinię Polska ciężko pracowała przez ostatnie 26 lat. Nie obyło się bez błędów, wpadek i złych posunięć, ale szliśmy do przodu z każdym rokiem umacniając swoją pozycje w strukturach europejskich i nie tylko w nich.                   
             Dzisiaj coraz głośniej słychać głosy zaniepokojenia z Zachodu, że to wcale nie ISIS stanowi zagrożenie dla Europy, ale PISIS pod wodzą sułtana Jarołmana Karłowatego. „Polska będzie jak Turcja, ale najpierw zmiana władz i elit - powiedział prezes Kaczyński przed rokiem i jak widać słowa dotrzymuje. Erdogan prewencyjnie zamyka nastolatki za niestosowne wpisy w internecie, a nasz rodzimy Czyngis-chan w ekspresowym tempie i oczywiście na nocnej zmianie funduje rodakom ustawę teoretycznie antyterrorystyczną oraz poprawki w ustawie o policji i służbach specjalnych. Dziurawe to wszystko jak sito i mózgi ich twórców, tym nie mniej dające takim Ziobrom czy Zelnikom możliwość zaglądania każdemu nie tylko do lodówki i sypialni, ale również do kibelka celem sprawdzenia czy aby na pewno stolec został praworządnie oddany. Czyżby kolejnym krokiem miała być ustawa o boskości i nieomylności Wielkiego Kaczelnika..?
                 Prezes Kaczyński przypomina pijanego kierowcę, który pokonując zakręt śmierci dociska pedał gazu żeby skrócić czas ryzykownego manewru. Szkopuł w tym, że prezes nie posiada prawa jazdy, a tylko pociąga za lejce dwójki prezydencko-premierowych perszeronów, którym nałożył ciężkie chomąto bezwzględnego posłuszeństwa,  i to oni będą odpowiadać za prezesowską  jazdę bez trzymanki na skróty i pod prąd. Polska zapakowana na furę szalonego woźnicy może wylecieć na kolejnym zakręcie teraźniejszości  i dużo czasu upłynie zanim wyleczy się z ran zadanych „mandatem większości” w imię „dobra Narodu”.
             Jestem już zmęczona słuchaniem ciągłego negowania osiągnięć III RP w imię bezpardonowej politycznej walki i cynicznym wykorzystywaniem kościoła w tej walce. Niekończącymi się próbami podsycania  paranoi o spiskach i układach, niekompetencją, butą i arogancją obecnej władzy, a nade wszystko rujnującym brakiem poszanowania dla zmarłych, których spokój od ponad pięciu lat niemo woła o uszanowanie.
           Nowy rok zmienił stary, zmieniają się pory roku i  kartki w kalendarzu, zmieniają się też gusta i poglądy wyborców, co bardzo trafnie ujął Piotr Wojciechowski w swojej powieści „Czaszka w czaszce”:
– I co teraz będzie – pyta młody Kozak starego.
– To co zawsze, wiosną zazieleni się step i przyjdzie nowa władza po nowej trawie.

I tego w Nowym Roku wszystkim życzę !